[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krajobraz. Niestety, o przepięknej bazylice Zwiętego Stefana nie było mowy... Magia
utrzymująca się w świętych miejscach kultu takich jak: kościoły, świątynie i synagogi,
zatrzymywały Nocnych Wędrowców na zewnątrz.
-Wydaje się ciszej niż zwykle.-Danaus wreszcie przyciągnął mój wzrok z
powrotem do samochodu. Aowca siedział obok mnie, jego długi czarny płaszcz owinął
wokół siebie chroniąc się przed ostrym zimnem z zewnątrz. Temperatura w nocy była
bliska zeru, a wiatr dmuchał uderzając o nas śniegiem.
-Mineło dużo czasu od kąd byłam tu ostatnio.-I nawet wtedy nie miałam stąd
wielu wspomnień. W tym czasie pracowałam z Valerio, i spowodowałam wiele
niesprawiedliwych psot, jak na mój gust. Nie zawsze byłam taką dobrą dziewczynką,
jaką jestem teraz, a Valerio nie pomagal na tym froncie. Nocny Wędrowiec miał
niegodziwe poczucie humoru i niebezpieczną definicję zabawy.
-Wątpię w to, co absorbuje twój umysł.
Uśmiech wykrzywił kąciki moich ust, gdy spojrzalam na mojego towarzysza.-
Czasem znasz mnie zbyt dobrze.- powiedziałam, a potem potrząsnęłam głową.-Nie mogę
się domyślić, co ma dla nas Macaire. Nie wysłał nas do Budapesztu, jeśli niemiałby
czegoś specjalnie zaplanowanego, co w końcu wyrzuciłoby mnie z sabatu i na stałe z
jego głowy. A jeśli w tym procesie pozbędzie się ciebie, tym lepiej dla niego.
-To też nie może być aż tak skomplikowane.- Danaus wzuszył ramionami. Jego
ramiona ocierały sie o mnie.- Albo strażnik w Budapeszcie jest niezwykle stary i silny, co
jest mało prawdopodobne, więc będziesz w stanie go pokonać. Albo istnieje tu ogromna
liczba naturi, uniemożliwiająca nam wygraną, wobec tej nierówności.
Mój grymas się pogłębił. Były dwa scenariusze które obmyśliłam i też nie czułam
się lepiej. Pojedynczy Starożytny opiekun nie ma szans, wobec nas. Ani żadna naturi.
Starliśmy ich wcześniej. Możemy zrobić to ponownie.
Nie możemy. Nie możemy połączyć naszych mocy, tak jak mogliśmy wczesniej.
sprzeciwił się Danaus, przełączając się na naszą prywatną ścieżkę, gdyby kierowca
faktycznie mógł mówić po angielsku. Straciliśmy naszą największą broń. Podczas
łączenia naszych mocy możemy niszczyć naszych wrogów za pomocą myśli. Jednak
odrzuciliśmy tę zdolność, bo wysyłała ona energię dusz, posiadaczowi duszy Danausa,
bori o imieniu Gaizka. Dopiero co zamknęliśmy go, ale wielkim kosztem. Nie było mi
śpieszno, by zamykać jeszcze jednego bori w więzieniu.
-Macaire tego nie wie.-odpowiedziałam- Jestem pewna, że nadal uważa że
możemy zgładzić naturi myślą. Nie mogę sobie wyobrazić, jakie ostrze ma wreszcie nad
nami.
-Zrozumiemy jakie.-pragnęłam czuć tę pewność siebie sączącą się od Danausa,
ale to ja miałam większe doświadczenie zajmując się starszymi. Byli ostrożnymi
spiskowcami i złymi manipulatorami. Postępowali z rozmyslem i ostrożnością, aby mogli
być pewni że wiedzą że wynik będzie na ich korzyść. Rzadko można zaskoczyć
Starszego, a jeszcze rzadziej można uciec ich systemom.
-Kiedy ostatni raz byłeś w Budapeszcie?-zapytałam, zadowolona że mogę
zmienić temat.
-W czasie kiedy Turcy nazywali to miejsce domem.-odparł, uznał swoją ostatnią
wizytę tu jako koniec XV wieku i początek XVI.
Wsunęłam palce w jego otwartą dłoń- Wiele się zmieniło od tamtego czasu.
-A jednak niektóre rzeczy nie.- spojrzał na nasze splecione dłonie. Jego palce
pozostały luzne, naprawdę nie trzymał mnie za rękę, ale jednocześnie nie wyciągnął jej z
mojego uścisku.-Mira, ja... Ja nie jestem pewien czy potrafię to zrobić.
-Zrobić co?
Danaus podniósł nasze ręce.-To. Jesteśmy tak różni. Mamy przeszłość od której
nie możemy uciec. Przeszłość która w końcu stanie nam na drodze. Nie widzę w jaki
sposób mielibyśmy to zrobić.
-Nie martwię się o zrobienie tego. Chodzi o to by cieszyć się swoim
towarzystwem kiedy je mamy.-powiedziałam, walcząc o utrzymanie kruchego uśmiechu,
który siedział na moich ustach. Mięśnie w mojej klatce piersiowej wykręciły się
nerwowo; czułam że oddala się ode mnie, zanim zrobił jakikolwiek krok do przodu, a
mimo tego co powiedziałam, chciałam to zrobić.
-Co jeśli nie ma między nami niczego, poza pożądaniem?-zniżył głos, jakby był
to jakiś ciemny temat, nie dla ludzkich uszu.
Zciszyłam głos gdy przesunełałam się bliżej Danausa, by moje ramie dotykało
go.-Czy to takie złe? Przynajmniej to jest początek czegoś; czegoś co moglibysmy
budować od podstaw. Sięgnęłam moją wolną ręką i przesunęłam palcami po jego
szczęce, pokochałam fakt że nie odsunął się kiedy go dotknęłam. Czułam energię
zwiniętą wewnątrz niego. Był sztywny i niespokojny, ale nie odszedł. Pragnienie by go
pocałować wezbrało we mnie po raz kolejny, po raz kolejny chciałam go posmakować.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]