[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w szeregach nieprzyjacielskich. Ney idzie za nim i po chwili staje ze swymi wojskami na
platformie. W tej chwili jednak rozpoczyna się straszliwy ogień na całej linii angielskiej,
ziejąc śmiercią ku naszym oddziałom. Równocześnie Wellington rzuca przeciw Neyowi
resztę konnicy, a piechota angielska skupia się w czworobokach. By udzielić poparcia
Neyowi, Napoleon przesyła hrabiemu Valmy rozkaz wyruszenia ze swymi dwoma
dywizjonami kawalerii na platformę. W tej samej chwili marszałek Ney każe wysunąć się
naprzód ciężkiej kawalerii generała Guyota. Przyłączają się do niej dywizjony Milhaud i
Lefèvre-Desnouettesa, rzucając się do walki. 3000 kirasjerów i 3000 fragonów gwardii, czyli
58
najwaleczniejsi żołnierze na świecie wybiegają co koń wyskoczy, wpadając w pełnym biegu
na czworoboki angielskie, które otwierają się, ostrzeliwując kartaczami, i na powrót się
zamykają. Nic jednak nie zdoła powstrzymać żywiołowego ataku naszych żołnierzy.
Kawaleria angielska cofa się w popłochu i dopiero pod osłoną artylerii gromadzi się na nowo.
Niespodziewanie kirasjerzy i dragoni przypuszczają szturm na czworoboki, z których kilka
wreszcie rozpada się; żołnierze angielscy giną, lecz nie ustępują na krok. Teraz rozpoczyna
się straszliwa rzeź, przerywana od czasu do czasu rozpaczliwymi atakami konnicy, przeciwko
której muszą zwracać się nasi żołnierze, podczas gdy czworoboki angielskie znów nabierają
tchu i formują się na nowo, by znów ulec rozdarciu. Wellington przelewa łzy wściekłości
widząc, jak 12000 ludzi spośród najlepszych jego wojsk ginąć musi z jego rozkazu. Wie
jednak zarazem, że nie ustąpią ani na krok. Wódz angielski oblicza czas, który musi jeszcze
upłynąć, zanim dzieło zniszczenia będzie zakończone, i wyjmując zegarek powiada do swego
otoczenia: „wystarczą dwie godziny, zanim zaś jedna minie nadejdzie noc lub - Blücher”. I
tak przez trzy kwadranse toczy się dalej morderczy bój.
Z wzniesienia, z którego widać całe pobojowisko, Napoleon dostrzega teraz bitą masę,
wyłaniającą się na drodze z Wavre... Nareszcie zatem nadchodzi Grouchy, tak długo
oczekiwany; przychodzi wprawdzie późno, lecz jeszcze dość wcześnie, by zwyciężyć. Na
widok zbliżających się posiłków cesarz wysyła na wszystkie strony adiutantów z wieścią, że
zjawił się Grouchy i za chwilę wzmocni nasze linie. W rzeczy samej owe masy rozwijają się
w szeregi, formując się w szyki bojowe. Żołnierze nasi walczą teraz ze zdwojonym zapałem,
przekonani święcie, że to już ostatnie uderzenia. Wtem nagle od strony nowo przybyłych
wojsk zaczyna się straszliwa kanonada artylerii, a kule zamiast zwracać się przeciwko
Prusakom, sieją spustoszenie w naszych szeregach. Wszyscy stoją w osłupieniu, gdy nagle
cesarz uderza się w czoło: to nie Grouchy, to Blücher!
Jednym rzutem oka Napoleon ogarnia swe położenie. Sytuacja jest tragiczna. 60000
żołnierzy, których nie brał pod uwagę napadło znienacka na nasze wojska, zdziesiątkowane 8-
godzinną bitwą. W centrum ma wprawdzie jeszcze przewagę, nie ma już jednak prawego
skrzydła. Dalej prowadzić żniwo śmierci, by nieprzyjaciela przeciąć wpół, byłoby teraz
bezcelowe, a nawet niebezpieczne. Cesarz nakazuje przeprowadzenie jednego z
najpiękniejszych manewrów, jakie kiedykolwiek w swych najśmielszych kombinacjach
strategicznych wykonał: jest to mianowicie wielka ukośna zmiana frontu, za pomocą której
może zwrócić się czołem w stronę obu armii. Nadto upływa czas i noc, która miała przyjść z
pomocą Anglikom.
Natychmiast rozkazuje Napoleon lewemu skrzydłu zluzować pierwszy i drugi korpus,
które najdotkliwiej ucierpiały. Lobau i Duhesme mają cofać się dalej i uformować w szeregi
powyżej Planchenoit. Centrum armii może i powinno ostać się o własnych siłach.
Równocześnie adiutant otrzymuje rozkaz objazdu całej linii z wieścią, że marszałek Grouchy
nadchodzi.
Na tę wiadomość zapał powszechny ożywa na nowo. Na całej niezmierzonej linii wszystko
prze naprzód. Ney, pięciokrotnie pozbawiony konia, chwyta miecz do ręki. Napoleon staje na
czele rezerwy i sam rzuca się do ataku na szosę. Nieprzyjaciel wciąż jeszcze cofa się ku swej
linii środkowej, pierwsze zaś jego szeregi są przełamane. Przebija się przez nie nasza gwardia
i zdobywa baterię. Tu jednak natrafia na drugą linię nieprzyjaciela; są to niedobitki pułków
rozgromionych przed dwiema godzinami przez naszą kawalerię, które teraz na nowo się
uformowały. Kolumna francuska rozwija się jakby do manewru, gdy nagle zaczyna walić w
nią z odległości strzału z pistoletu 10 polowych armat ustawionych w baterię, szerząc wśród
naszych szeregów śmierć i spustoszenie. Równocześnie 20 innych dział naciera za nią z
flanki, czyniąc wyłom w masach skupionych dookoła Belle-Alliance. Generał Friant zostaje
ranny, generałowie Michel, Jamin i Mallet padają od kul, zabici też zostają majorowie
Angelet, Cardinal i Agnes. Generał Guyot, prowadzący po raz ósmy z rzędu ciężką kawalerię
59
do ataku, zostaje dwukrotnie trafiony. Mundur i kapelusz marszałka Neya przedziurawione są
przez kule. Linia nasza zdaje się na chwilkę być zachwiana. W tym samym momencie zjawia
się Blücher w La Haie, wypędzając stamtąd oba pułki broniące tego punktu. Oba te pułki,
które przez pół godziny stawiały opór 10-tysięcznej armii, zaczynają się cofać, Blücher zaś
ściąga do siebie 6000 angielskiej konnicy, która dotąd osłaniała lewe skrzydło Wellingtona.
Oddziały te, zmieszane ze ściganymi przez siebie Francuzami, zadają straszliwy cios w samo
serce naszej armii. Wtem generał Cambronne rzuca się z drugim batalionem pułku strzelców
– pomiędzy kawalerię angielską i uciekających, tworzy czworobok, osłaniając odwrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]