[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie żyje, proszę pani - powiedział Bouchaib, trzy-
mając rękę na pulsie Courlaine'a. Potrząsnął smutno gło-
wą. Potem wskazując na Hamida Nawaba, zapytał Ta-
mara: - Co mam z nim zrobić?
- Niech tu na razie zostanie. Wezwij policję.
- Nie chciałem, żeby do niej strzelał - skomlał Ha-
mid. - Mówiłem mu, żeby tego nie robił, mówiłem...
Bouchaib posadził Hamida na krześle.
S
R
- Pilnuj go do przyjazdu policji - polecił Tamar.
Wziął Catherine na ręce. - Gdzie jest twój pokój?
- Na końcu korytarza - odparła słabym głosem. -
Klucz mam w kieszeni.
- Powiedz policjantom, że będę w tamtym pokoju -
powiedział Tamar do Bouchaiba i niosąc Catherine, wy-
szedł na korytarz.
W pobliżu zgromadziła się grupa ludzi, zaniepokojo-
nych odgłosem wystrzałów. Najbliżej drzwi stał dyrektor
hotelu. Tamar zatrzymał się i powiedział:
- Wezwaliśmy już policję. Zastrzelono Rossa Cour-
laine'a. Jego bratanica jest w szoku. Zabieram ją do jej
pokoju.
Kiedy dotarli na miejsce, położył Catherine na łóżku.
- Czy oni cię skrzywdzili?
Potrząsnęła przecząco głową, zbyt słaba, żeby mówić.
. Przypomniał się jej wyraz zaskoczenia na twarzy stryja.
A potem ten moment, kiedy była pewna, że za chwilę
umrze. Spojrzała na Tamara. Dopiero teraz dotarło do
niej, że za śmierć stryja byli odpowiedzialni mężczyzni,
którzy gościli u Tamara. Zaplanowali zabójstwo i, nie-
stety, ich niecne zamiary się powiodły.
Tamar wziął Catherine za rękę, ale wyrwała mu ją.
- Ty to zrobiłeś - szepnęła. - Ty i twoi ludzie. To
wy zamordowaliście stryja.
- Nie! - wykrzyknął Tamar. - To nieprawda! Choć
nie lubiłem Rossa, nigdy bym go nie skrzywdził.
S
R
- Nie wierzę ci. To ty go zabiłeś.
Catherine zakryła twarz rękami.
Przez jakiś czas Tamar w ogóle się nie odzywał.
W końcu jednak powiedział:
- Nie brałem udziału w spisku. Możesz mi wierzyć
lub nie.
Cathenne milczała. Odwróciła głowę, żeby na niego
nie patrzeć.
Tamar podszedł do okna. Zwrócony plecami do Ca-
therine, zapytał:
- Jak dostałaś się do Marrakeszu? Z panią Al-Shaibi?
- Tak.
- Chcesz, żebym do niej zadzwonił?
- Nie. Nie chcę się z nikim widzieć.
- Za kilka minut przyjedzie tu policja. Będą cię prze-
słuchiwać. Poczekam z tobą.
Były takie chwile, kiedy Tamar wierzył, że jego zwią-
zek z Catherine jakoś się ułoży. Tragiczna śmierć Rossa
Courlaine'a zniweczyła wszelkie nadzieje.
Wkrótce zjawili się policjanci - kapitan i dwaj jego
podkomendni. Kapitan wyjął mały, czarny notes z kie-
szeni i zaczął przesłuchiwać Catherine.
- Czy może pani opowiedzieć nam, co się stało w po-
koju pani stryja?
- Wszystko odbyło się bardzo szybko, w mgnieniu
oka.
- Wcześniej nie było pani w Maroku?
S
R
- Nie. Byłam z wizytą u księcia Tamara w El Aga-
dirze.
- Rozumiem. I przyjechała pani dzisiaj?
- Tak.
- To dosyć dziwne. Pani przyjazd zbiegł się w czasie
z morderstwem.
Tamar dostrzegł na twarzy Catherine wyraz niezde-
cydowania. Teraz, pomyślał, powie o tym wszystkim
i podejrzenie padnie na mnie.
- Nie wiem, czy to akurat takie dziwne - zauważyła,
patrząc na swoje dłonie. - Szejk Al-Shaibi i jego żona rów-
nież gościli u księcia Tamara. Kiedy pani Al-Shaibi powie-
działa mi wczoraj, że wybiera się do Marrakeszu w odwie-
dziny do rodziców, postanowiłam do niej dołączyć.
- Czy rozpoznała pani któregoś z napastników?
- Tak, pana Nawaba. Spotkałam go jakiś czas temu
w Marrakeszu podczas konferencji, w której uczestniczył
również mój stryj.
- A ten drugi mężczyzna?
- Nigdy wcześniej go nie widziałam.
- Czy to on właśnie strzelał do pani stryja?
- Tak. I... chciał również mnie zastrzelić. Widziałam,
jak jego palec zaciska się na cynglu. To wtedy właśnie
książę Tamar wpadł do pokoju.
Kapitan zamknął notes.
- Niech pani teraz trochę odpocznie. Jutro dokończy-
my rozmowę. Jak długo zamierza pani zostać w Maroku?
S
R
- Mam nadzieję... wyjechać tak szybko, jak to tylko
możliwe.
- Chcielibyśmy zadać pani więcej pytań. Poza tym
będzie pani musiała podpisać oświadczenie. Pan Nawab
stanie przed sądem.
- Ale to nie może ciągnąć się zbyt długo - zapro-
testowała Catherine. - Mam pracę, muszę... wracać do
kraju.
- Zobaczymy, co da się zrobić.
Kapitan zwrócił się do Tamara.
- Mężczyzna, którego pan zastrzelił, książę, był płat-
nym mordercą. Chciałbym, żeby opowiedział mi pan do-
kładnie, co się stało, co pan widział.
- Oczywiście. Zanim zaczniemy, chciałbym zostać na
chwilę sam z panną Courlaine.
- Proszę bardzo, zaczekamy na korytarzu - zgodził
[ Pobierz całość w formacie PDF ]