[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomyłka ze strony nas obydwojga. Ona pragnęła zupełnie
innego rodzaju życia niż ja. Czuję się winny przyznając, że
kiedy było już po wszystkim, poczułem ulgę.
- Przepraszam za mieszanie się do nie swoich spraw. - Lucy
otrząsnęła się i wstała. - Jest pózno, a moje uczennice przyjdą
jutro wcześnie i...
Cokolwiek miała zamiar powiedzieć, zupełnie wyleciało jej z
głowy. Odwrócił ją ku sobie i poczuła jego wargi na swoich.
Wciąż delikatne, kuszące. Co teraz robić? Po prostu stać i
poddać się temu, czy...? W tym momencie przepadła możliwość
wyboru. Jego ramiona zacisnęły się nieco mocniej, usta
przywarły gwałtowniej, a zaskoczona tą nagłą namiętnością
Lucy zupełnie straciła panowanie nad sobą i odpłynęła do
tajemniczej krainy, w której ludzie łączą się w jedno, gdzie
RS
68
wzburzone uczucia w szaleńczy sposób zawłada-ją
człowiekiem. Odpłynęła tam, gdzie płonęło niebo!
Odsunął się od niej. Usłyszała jego ciężki oddech.
- Co to, do diabła, było?
Zdołała oderwać od niego wzrok. Niebo naprawdę zapłonęło.
Ktoś po drugiej stronie zatoki wystrzelił białą rakietę.
- Rakieta - odparła. - Oddziały straży przybrzeżnej
przeprowadzają nocne ćwiczenia.
- Mam ochotę ich zabić - mruknął.
Ja również, pomyślała Lucy. Gdzie my jesteśmy? Co się
stało? Nikt mi nigdy nie powiedział, że całowanie mężczyzny
może stanowić zagrożenie dla mojego zdrowia.
- Drżysz.
- Tak... - wyjąkała. - Robi się chłodno. Chyba już lepiej pójdę.
Muszę jeszcze przygotować tyle rzeczy na jutro. Dobranoc. -
Szybko wymknęła się z jego objęć i pobiegła w stronę domu.
- Lucy! - zawołał cicho, bojąc się obudzić sąsiadów.
Zignorowała go, wpadła do domu i pobiegła na górę. Resztę
nocy spędziła wiercąc się i kręcąc w swoim nagle nie tak już
niewinnym łóżku.
Piątego dnia szkółki pływackiej słońce kryło się za chmurami,
jednak ani uczennice, ani nauczycielka nie przejmowały się tym
zbytnio. Dziewczęta zajęte były rozmaitymi wyścigami, kiedy
pod dom podjechał wóz policyjny.
- Lucy! - krzyknęła pani Moore. - Jest tutaj policjant, który
chciałby...
Wysoki mężczyzna w mundurze, kierując się w stronę, skąd
dobiegały głosy, okrążył dom i zszedł na plażę. Lucy wydała
polecenia najstarszym uczennicom, które czasem ją zastępowały
i wyszła z wody.
- Chciał się pan ze mną widzieć?
- Ee... tak. To znaczy, jeśli to pani jest właścicielką tej posesji.
- Tak, na razie jeszcze jestem.
- Na razie?
RS
69
- Część domu jest w posiadaniu banku i jeśli go przejmą,
wtedy... a zresztą nieważne. Obecnie to ja jestem właścicielką.
- I prowadzi pani prywatną szkołę? - Miał przygotowaną listę
z pytaniami, na której odhaczał każdą odpowiedz Lucy.
- Dwa razy tak.
- Słucham?
- To znaczy tak, to jest prywatna szkoła i tak, ja ją prowadzę,
ale nie, nie może pan się przyłączyć, ponieważ jest tylko dla
dziewcząt.
- Ee... rozumiem. - Na jego liście z pewnością nie było
miejsca na taką odpowiedz, lecz mimo to spojrzał, by się
upewnić. - Nie, nie miałem zamiaru dołączyć do pani szkoły. -
Wysunął koniuszek języka, ponownie zerkając na listę. - Czy ta
szkoła przynosi pani korzyści finansowe?
-Trudno powiedzieć. - Lucy smętnie pokiwała głową. - Tak
miało być w założeniu, ale jeszcze korzyści nie przynosi i
obawiam się, że nie przyniesie do końca sezonu.
- Czy bierze pani pieniądze od dziewcząt za to, że przychodzą
tu pływać?
- Istotnie, biorę, ale za mało.
Przez chwilę coś innego przykuło jej uwagę. Maude wyszła z
wody, żeby posłuchać, o co chodzi, a teraz krzyczała do kogoś
w swoim domu.
- Czy posiada pani zezwolenie na prowadzenie tutaj tego typu
działalności?
- Zezwolenie? Proszę nie zwracać się do mnie per pani. Nie
jestem jeszcze taka stara. Mam na imię Lucy. Lucy Borden.
- Wiem, jak się pani nazywa.
Młody policjant był już zupełnie zdezorientowany. Być może
miało to coś wspólnego z nowym kostiumem kąpielowym Lucy,
trykotem obcisłym niczym skóra. Głęboki dekolt przedstawiał
widok bardzo atrakcyjny dla mężczyzny w jego wieku. Każdy
jej oddech robił na nim ogromne wrażenie.
RS
70
[ Pobierz całość w formacie PDF ]