[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Vicky, że czas ucieka.
Po kąpieli Vicky dłuższy czas spędziła robiąc makijaż, z
powodzeniem skrywając blednący już siniak pod okiem. Jej walizka była
już spakowana.
- Dziękuję, Mario - powiedziała. - Rozpieszczasz mnie.
- Ojej, chodzże już! - ponaglała Annette, gdy Vicky powtórnie
sprawdzała, czy ma bilety i paszporty w swojej obszernej torbie.
Giovanni zaniósł bagaże do łodzi, a Maria odprowadziła je do
nabrzeża. Annette zarzuciła Marii ręce na szyję, a gdy kobieta odwracała
RS
120
się, Vicky ujrzała, jak ociera z twarzy łzy.
Podróż przebiegała gładko i nawet Vicky nie czuła żadnych
dolegliwości, choć, jak zwykle, bała się gdy samolot podchodził do
lądowania.
- Naprawdę nie ma potrzeby, żebyś jechała ze mną całą drogę -
powiedziała Annette, gdy kończyły lunch w restauracji na lotnisku.
- Sądzę, że jednak jest - odparła Vicky.
- Nie ufasz mi?
- Oczywiście, że ci ufam, ale w ostatniej chwili możesz zmienić
zdanie, kiedy już się tam znajdziesz.
- Nie zmienię.
- Jednak chciałabym być w pobliżu, tak na wszelki wypadek. Nie
chcę, żebyś czuła się osamotniona. Z Dworca Waterloo odjeżdża pociąg
kwadrans po trzeciej. Powinnyśmy na niego zdążyć.
Z pociągu krajobraz Surrey i Hampshire wciąż był zimowy, lecz
marcowe słońce obudziło już pierwiosnki. Chętnie oddałaby to wszystko
na widok mrocznego kanału w Wenecji.
Na dworcu wzięły taksówkę do szkoły. Poprosiwszy kierowcę, by
zaczekał, Vicky poszła z Annette na spotkanie z dyrektorem.
Nie była to trudna rozmowa. James wcześniej zadzwonił, żeby
przetrzeć jej szlaki. Ostatnie zlecenie Vicky zostało wykonane.
- Do widzenia. - Vicky uścisnęła Annette.
- Do widzenia. Byłaś fantastyczna! Do zobaczenia w czasie wakacji -
rzekła Annette, spiesząc na spotkanie swoich przyjaciół, którzy widzieli
jej przybycie i czekali już na zewnątrz.
Wydawało się mało prawdopodobne, że jeszcze kiedykolwiek się
zobaczą, ale Vicky uznała, że lepiej tego nie mówić. Wraz z dyrektorem
obserwowali z ulgą ten powrót, ale radość Vicky była zmącona
smutkiem.
- Jeżeli dobrze zrozumiałem pana Patersona, należą się pani
powinszowania - odezwał się dyrektor nieoficjalnym tonem, odwracając
się od okna. Byłem zadowolony dowiedziawszy się, że planuje ponowny
ożenek.
Nie dał Vicky szansy wytłumaczenia, iż błędnie zinterpretował
wiadomość, nie zdawał sobie sprawy z szoku, jaki spowodowały jego
słowa.
RS
121
- Ustabilizowane życie w domu będzie miało duże znaczenie dla
Annette, choć bez względu na to, co postanowi robić w przyszłym roku,
raczej nie będą państwo jej zbyt często widywać.
- Uścisnął dłoń Vicky. - Moje gratulacje. Jestem pewien, że będziecie
szczęśliwi.
Vicky była wdzięczna sekretarce, która przypomniała dyrektorowi o
zebraniu rady, pedagogicznej, przerywając tę kłopotliwą sytuację.
- Zostaje pani w okolicy, panno Willard?
- zapytał dyrektor, rzucając szybkie spojrzenie na zegarek i
przepraszając, że musi się spieszyć.
- Nie, zatrzymuję się na noc w Londynie, a rano mam wrócić do
Wenecji. Nie będę pana już dłużej zatrzymywać.
Było zbyt pózno, żeby wyjaśniać nieporozumienie w sprawie ślubu.
Za dzień lub dwa gazety będą pełne tej historii i żadne wyjaśnienia nie
będą potrzebne. Vicky zejdzie na dalszy plan, a James i Yolanda nigdy
się nie dowiedzą o tej pomyłce.
W taksówce i pociągu do Londynu Vicky myślała, jak bardzo mylne
zdanie miała o wszystkich: o Stephenie, który okazał się tak fałszywy, o
Annette, która pozostałaby w jej oczach grymaśnym dzieciakiem gdyby
nie ostatnie wydarzenia, o Jamesie i Yolandzie. Sprawiało jej to niemal
fizyczny ból, jednak musiała przyznać, że miało to sens. Oboje mieli
wspólne zainteresowania, obracali się w tych samych kręgach.
Plan Vicky był jasny. To będzie uczciwe, ostateczne rozstanie. Wróci
do Wenecji, spakuje walizki i odjedzie, zanim pojawi się James z
Yolandą. Jeśli James będzie potrzebował pomocy w poprawkach nad
scenariuszem, znajdzie sobie kogoś.
Był wczesny wieczór, kiedy dotarła do hotelu. W pokoju znalazła
kwiaty i kartkę od Jamesa:
Wszystko poszło dobrze. Proszę, odłóż powrót do piątku. Oddany
James.
Zachmurzyła się. Po co przeciągał całą sprawę?
Znużona, zaczęła rozpakowywać walizkę. Pół godziny wystarczyło,
żeby wziąć kąpiel i wśliznąć się w szlafrok. Zadzwoniła po obsługę i
zamówiła kolację z lampką wina, którą miała zamiar wypić siedząc przed
telewizorem. Nie chciała myśleć, gdyż myśli wciąż wracały do Jamesa.
Pragnęła nienawidzić Yolandy. Miałaby przynajmniej na czym skupić
RS
122
swe rozbite, rozdygotane emocje, które targały jej umysłem jak nocny
koszmar.
Ku swemu zdziwieniu, przespała spokojnie całą noc. Jedząc bez
pośpiechu śniadanie w pokoju, otworzyła gazetę. Na jednej stronie
przyciągnął jej uwagę drobny artykuł: J.P. i Yolanda Martine znowu
razem" - mówił nagłówek.
Vicky cisnęła gazetę na podłogę. On będzie teraz szczęśliwy. I
Annette jest szczęśliwa. To wcale nie jest kompletna katastrofa.
W perspektywie miała cały dzień bezczynności.
By zabić czas, poszła na spacer do St. James Park, zachwycając się -
nie po raz pierwszy - egzotycznym widokiem: budynki biurowe z
wieżami i iglicami jakby żywcem wyjęte z arabskiego krajobrazu.
Część popołudnia spędziła u fryzjera, po czym kupiła drogą, jedwabną
bluzkę, by choć trochę poprawić sobie humor.
Następnego ranka Vicky obudziła się w jeszcze gorszym nastroju.
Wzięła prysznic i zawinięta w luzny jedwabny szlafrok właśnie suszyła
włosy, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
Otworzyła i zamarła. W progu stał James, patrząc na nią z wyrazem
twarzy, który był zbyt trudny do odczytania: z pewnością było tam
prowokujące rozbawienie, lecz także wyrazny ślad poczucia wyższości.
- %7łycie jest pełne niespodzianek.
Upuściła ręcznik, nie mogąc zapanować nad lekkim drżeniem rąk.
- Czy Yolanda jest z tobą?
Objął ją w talii, przyciągając do siebie.
- Jest we Florencji z resztą zespołu.
- Jeszcze nie było w gazetach o waszym ślubie. Spodziewałam się
zobaczyć tę wiadomość na pierwszych stronach - powiedziała Vicky,
wyrywając się z uścisku.
Wydawało się, że James czeka na wyjaśnienie, więc ciągnęła:
- Niestety dyrektor szkoły puścił parę z ust. Czy to miała być
tajemnica? - zmusiła się do uśmiechu, starając się zrobić wrażenie
rozbawionej. - Niech cię nie zaskoczy, jeśli będzie nieco zakłopotany,
gdy oboje odwiedzicie szkołę. On najwyrazniej odniósł wrażenie, że to ty
i ja...- głos uwiązł jej w gardle.
- A czy byłoby to niemożliwe?
Teraz się z nią droczył. Próbowała znalezć jakąś ostrą odpowiedz, lecz
RS
123
jej wysiłki spełzły na niczym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]