[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cztery lata temu. . . może to miało uzasadnienie. . . Ale jak zwykle myśli Or-
ra umknęły z wypalonego miejsca. Trzeba pomagać innym. Ale odgrywanie
Boga względem tłumów nie jest właściwe. Aby być Bogiem, trzeba wiedzieć, co
się robi. A żeby w ogóle uczynić jakieś dobro, nie wystarczy wiara w słuszność
własnego postępowania i szlachetność motywów. Trzeba. . . wyczuwać innych.
On nikogo nie wyczuwa. Dla niego nikt inny, nawet nic innego nie istnieje sa-
modzielnie. On widzi świat tylko jako środek do osiągnięcia własnego celu. Nie
sprawia żadnej różnicy, czy jego cel jest słuszny, bo mamy tylko środki. . . Nie
potrafi zaakceptować, nie potrafi zostawić w spokoju, nie potrafi popuścić. Jest
nienormalny. . . Gdyby udało mu się śnić tak jak mnie, porwałby nas wszystkich
ze sobą, gdzie nie wyczuwalibyśmy innych. Co robić?
Doszedł do tego pytania, zbliżając się do starego domu przy Corbett. Zatrzy-
mał się w suterenie, aby pożyczyć staromodny fonograf od Manniego Ahrensa,
dozorcy. Wiązało się to ze wspólnym wypiciem dzbanka herbatki. Mannie zawsze
ją parzył dla Orra, bo Orr nigdy nie palił i nie mógł wdychać nie kaszląc. Poroz-
mawiali trochę o kwestiach światowych. Mannie nie znosił Widowisk Sportowych
i codziennie po południu zostawał w domu, oglądając widowisko edukacyjne ZCP
dla dzieci nie przebywających jeszcze w Ośrodkach Dziecięcych.
Ten aligator-maripnetka, Dooby Doo, to prawdziwy twardziel powie-
dział. Rozmowa rwała się, odzwierciedlając dziury w tkaninie umysłu Manniego,
przetartej od nieustannego stosowania chemikaliów. Ale w jego biednej suterenie
było spokojnie i zacisznie, a słaba herbatka z konopi indyjskich łagodnie odprę-
żała Orra. W końcu zataszczył fonograf na górę i włączył do gniazdka w ścianie
116
nie umeblowanego saloniku. Położył płytę na talerzu i uniósł igłę nad obracający
się krążek. Czego chciał?
Nie wiedział. Chyba pomocy. Cóż, co będzie, będzie do przyjęcia, jak powie-
dział Tiua k Ennbe Ennbe.
Ostrożnie ustawił igłę na zewnętrznym rowku i położył się na zakurzonej pod-
łodze obok fonografu.
Do you need anybody?
I need somebody to love.
Urządzenie było automatyczne. Po odtworzeniu płyty cicho przez chwilę mru-
czało, strzelało czymś w środku i cofało igłę do pierwszego rowka.
I get by, with a little help,
With a little help from my friends.
Przy jedenastej powtórce Orr głęboko zasnął.
* * *
Heather obudziła się, zaniepokojona, w wysokim, pustym, słabo oświetlonym
pokoju. Gdzie, u diabła?
Spała. Zasnęła, siedząc na podłodze z wyciągniętymi nogami, opierając się
plecami o pianino. Zawsze robiła się senna i ogłupiała od marihuany, ale nie moż-
na było zranić uczuć Manniego, odmawiając biednemu staremu ćpunowi. George
leżał płasko na podłodze jak obdarty ze skóry kot, tuż obok fonografu, który po-
woli przegryzał się przez With a Little Help do samego talerza. Powoli ściszyła
głos i zatrzymała urządzenie. George nawet się nie poruszył. Usta miał lekko roz-
chylone, a oczy mocno zamknięte. Zabawne, że oboje zasnęli, słuchając muzyki.
Uklękła, wstała i poszła do kuchni zobaczyć, co jest na kolację.
Na litość boską, wieprzowa wątróbka. Pożywna i jeśli chodzi o wagę, najlep-
sze, co można było dostać na trzy odcinki z kartki mięsnej. Wybrała ją wczoraj
w Centrum. Cóż, pokrojona naprawdę cienko i usmażona z soloną wieprzowiną
i cebulą. . . błeee. Och, jest wystarczająco głodna, żeby zjeść wieprzową wątrób-
kę, a George nie jest wybredny. Przyzwoite jedzenie jadł ze smakiem, a paskudną
wątróbkę jadł. Chwalcie Boga, od którego pochodzą wszelkie łaski, a także do-
broduszni ludzie.
Nakrywając stół kuchenny i nastawiając do gotowania dwa ziemniaki i pół ka-
pusty, co pewien czas przerywała krzątaninę. Czuła się dziwnie zdezorientowana.
Pewnie od tej cholernej marihuany i kładzenia się spać na podłodze o najdziw-
niejszych porach.
117
Wszedł George, rozczochrany, w zakurzonej koszuli. Wytrzeszczył na nią
oczy. Odezwała się:
No, dzień dobry!
Stał, patrząc na nią i uśmiechając się szeroko promiennym uśmiechem czystej
radości. Nigdy w życiu nie spotkał jej tak wspaniały komplement. Peszyła ją ta
radość z jej powodu.
Moja kochana żona powiedział, ujmując ją za ręce. Przyjrzał się jej dło-
niom z góry i od spodu, po czym przyłożył je sobie do twarzy. Powinnaś być
śniada powiedział i ku swemu przerażeniu zobaczyła w jego oczach łzy. Przez
chwilę, przez tę jedną chwilę miała świadomość, co się dzieje. W jednym prze-
błysku przypomniała sobie, że była brązowa, przypomniała sobie ciszę w chacie
nocą, hałas strumienia i wiele innych rzeczy. Ale George był o wiele ważniejszy.
Obejmowała go tak, jak on ją obejmował.
Jesteś wykończony odezwała się i zdenerwowany, zasnąłeś na podło-
dze. To przez tego łajdaka Habera. Nie wracaj do niego. Po prostu nie wracaj. Nie
obchodzi mnie, co robi, założymy sprawę, odwołamy się i nawet jeśli wyskoczy
z nakazem Przymusu i wsadzi cię do Linnton, znajdziemy ci innego psychiatrę
i wydostaniemy cię stamtąd. Nie możesz dalej z nim pracować, on cię niszczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]