Indeks IndeksForester Cecil Scott Powieści Hornblowerowskie 02 (cykl) Porucznik HornblowerAnne McCaffrey Cykl Statki (4) Miasto, ktĂłre walczyłoCykl Pan Samochodzik (54) Stara księga Arkadiusz NiemirskiAnne McCaffrey Cykl Planeta piratĂłw (1) SassinakDeveraux Jude Cykl Dama 03 KłamcaHarry Harrison Cykl Planeta śmierci 3Sandemo Margit Saga O Czarnoksiężniku 02 Blask Twoich OczuCreighton_Katleen_Opiekunka_czarnoksieznika_RPP125Mackenzie Myrna Harlequin Romans 1064 SśÂ‚odycz śźycia0918. Jump Shirley Randka przed kamerć…
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    kunszty. - Jak to mówią,  dwie laski w jednym mieście muszą się wdać w bójkę", prawda, panie?
    - zapytał oberżysta, uśmiechnięty i pogodny. W ten sposób Ged został powiadomiony, że jako
    najemny czarnoksiężnik, pragnący się utrzymać z czarów, nie jest tu pożądany. Tak więc
    odprawiono go już bez obsłonek z Vemish i uprzejmie z Ismay - i dziwił się temu, co mu niegdyś
    mówiono o życzliwym sposobie przyjmowania na Wschodnich Rubieżach. Ta wyspa nazywała
    się Iffish; tutaj urodził się jego przyjaciel Vetch. Nie wydawała się tak gościnnym miejscem, jak
    to Vetch twierdził.
    A jednak naokoło siebie Ged widział w istocie dość życzliwe twarze. Rzecz była w tym, że
    ludzie owi czuli instynktownie to, co - jak wiedział - było prawdą: iż jest od nich oddzielony,
    odcięty, iż niesie w sobie zgubny los i dąży za mrocznym stworem. Był jak zimny wiatr wionący
    przez oświetloną ogniem izbę, jak czarny ptak przygnany burza z obcych lądów. Im wcześniej
    ruszy w dalszą drogę, zabierając ze sobą .swoje złe przeznaczenie, tym lepiej dla tych ludzi.
    - Poszukuję kogoś - powiedział oberżyście. - Pozostanę tu tylko na noc lub dwie. - Mówił
    posępnym tonem. Oberżysta, rzuciwszy okiem na wielką cisową laskę w kącie, nie powiedział
    już ani słowa, ale napełnił kufel Geda brązowym piwem, aż piana, przelała się przez brzeg.
    Ged wiedział, że powinien, spędzić w Ismay tylko tę jedną noc. Nie był mile widziany ani tu,
    ani gdzie indziej.
    Musiał udać się tam, dokąd wiodła jego droga. Ale zbrzydło mu już zimne, puste morze i cisza,
    w której nie odzywał się doń żaden głos. Powiedział sobie, że spędzi jeden dzień w Ismay i
    nazajutrz odpłynie. Zasnął pózno; gdy się zbudził, padał lekki śnieg i Ged wałęsał się bezczynnie
    po zaułkach i bocznych drogach miasteczka, obserwując łudzi, którzy krzątali się przy swoich
    zajęciach. Przyglądał się otulonym w futrzane peleryny dzieciom, lepiącym bałwany i zamki ze
    śniegu; słuchał plotek opowiadanych z otwartych drzwi poprzez szerokość ulicy, oglądał przy
    pracy kowala brązownika z małym pomocnikiem, rumianym i spoconym, poruszającym długie
    miechy u paleniska do wytapiania; przez okna, o zmierzchu krótkiego dnia prześwietlone od
    wewnątrz przyćmionym czerwonawym złotem, widział kobiety przy krosnach, odwracające się
    na chwile, aby powiedzieć coś albo uśmiechnąć się do dziecka lub męża w cieple domowego
    wnętrza. Ged widział to wszystko z zewnątrz, odosobniony i sam; serce ciążyło mu bardzo, choć
    nie chciał przyznać się przed sobą samym, że mu smutno. Gdy zapadła noc, wciąż jeszcze
    kontynuował swą wędrówkę ulicami, nie kwapiąc się z powrotem do oberży. Usłyszał
    mężczyznę i dziewczynę rozmawiających ze sobą wesoło, gdy mijając go schodzili ulica w
    stronę miejskiego placu, i nagle odwrócił się: znał głos tego mężczyzny.
    Pobiegł za nimi i dogonił parę; zbliżył się do nich z boku w póznym zmierzchu rozświetlonym
    tylko odległymi odblaskami latarni. Dziewczyna cofnęła się, ale mężczyzna wytrzeszczył nań
    oczy, po czym podrzucił gwałtownie laskę, którą niósł, trzymając ją pomiędzy sobą a Gedem jak
    zaporę mającą odwrócić grozbę albo działanie zła. To już było nieco więcej, niż Ged mógł
    znieść. Jego głos zadrżał lekko, gdy powiedział:
    - Myślałem, że mnie poznasz, Vetch.
    Nawet po tych stówach Yetch wahał się przez chwilę.
    - Ależ poznaję cię - powiedział, opuścił laskę, uścisnął dłoń Geda i wziął go w objęcia -
    poznaję! Witaj, przyjacielu, witaj! W jakże przykry sposób cię powitałem, jak gdybyś był
    zbliżającym się z tyłu duchem - a tak czekałem na twoje przybycie, tak cię szukałem...
    - Więc to ty jesteś czarnoksiężnikiem, którym się przechwalają w Ismay? Nie wiedziałem...
    - Och, tak, jestem ich czarnoksiężnikiem; ale posłuchaj, pozwól mi powiedzieć, dlaczego cię
    nie poznałem, bracie. Może zbyt usilnie cię szukałem. Trzy dni temu - czy byłeś trzy dni temu tu,
    na wyspie Iffish?
    - Przypłynąłem wczoraj.
    - Trzy dni temu na ulicy w Quor, wiosce leżącej tam wyżej, w górach, ujrzałem ciebie. To
    znaczy, ujrzałem twój wizerunek czy też coś, co ciebie naśladowało, albo może po prostu
    człowieka, który jest do ciebie podobny. Szedł przede mną wychodząc z miasteczka i zniknął za
    zakrętem drogi właśnie w chwili, gdy go ujrzałem. Zawołałem i nie otrzymałem odpowiedzi,
    poszedłem za nim. i nikogo nie znalazłem; nie było żadnych śladów, ale ziemia była zmarznięta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •