[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kunszty. - Jak to mówią, dwie laski w jednym mieście muszą się wdać w bójkę", prawda, panie?
- zapytał oberżysta, uśmiechnięty i pogodny. W ten sposób Ged został powiadomiony, że jako
najemny czarnoksiężnik, pragnący się utrzymać z czarów, nie jest tu pożądany. Tak więc
odprawiono go już bez obsłonek z Vemish i uprzejmie z Ismay - i dziwił się temu, co mu niegdyś
mówiono o życzliwym sposobie przyjmowania na Wschodnich Rubieżach. Ta wyspa nazywała
się Iffish; tutaj urodził się jego przyjaciel Vetch. Nie wydawała się tak gościnnym miejscem, jak
to Vetch twierdził.
A jednak naokoło siebie Ged widział w istocie dość życzliwe twarze. Rzecz była w tym, że
ludzie owi czuli instynktownie to, co - jak wiedział - było prawdą: iż jest od nich oddzielony,
odcięty, iż niesie w sobie zgubny los i dąży za mrocznym stworem. Był jak zimny wiatr wionący
przez oświetloną ogniem izbę, jak czarny ptak przygnany burza z obcych lądów. Im wcześniej
ruszy w dalszą drogę, zabierając ze sobą .swoje złe przeznaczenie, tym lepiej dla tych ludzi.
- Poszukuję kogoś - powiedział oberżyście. - Pozostanę tu tylko na noc lub dwie. - Mówił
posępnym tonem. Oberżysta, rzuciwszy okiem na wielką cisową laskę w kącie, nie powiedział
już ani słowa, ale napełnił kufel Geda brązowym piwem, aż piana, przelała się przez brzeg.
Ged wiedział, że powinien, spędzić w Ismay tylko tę jedną noc. Nie był mile widziany ani tu,
ani gdzie indziej.
Musiał udać się tam, dokąd wiodła jego droga. Ale zbrzydło mu już zimne, puste morze i cisza,
w której nie odzywał się doń żaden głos. Powiedział sobie, że spędzi jeden dzień w Ismay i
nazajutrz odpłynie. Zasnął pózno; gdy się zbudził, padał lekki śnieg i Ged wałęsał się bezczynnie
po zaułkach i bocznych drogach miasteczka, obserwując łudzi, którzy krzątali się przy swoich
zajęciach. Przyglądał się otulonym w futrzane peleryny dzieciom, lepiącym bałwany i zamki ze
śniegu; słuchał plotek opowiadanych z otwartych drzwi poprzez szerokość ulicy, oglądał przy
pracy kowala brązownika z małym pomocnikiem, rumianym i spoconym, poruszającym długie
miechy u paleniska do wytapiania; przez okna, o zmierzchu krótkiego dnia prześwietlone od
wewnątrz przyćmionym czerwonawym złotem, widział kobiety przy krosnach, odwracające się
na chwile, aby powiedzieć coś albo uśmiechnąć się do dziecka lub męża w cieple domowego
wnętrza. Ged widział to wszystko z zewnątrz, odosobniony i sam; serce ciążyło mu bardzo, choć
nie chciał przyznać się przed sobą samym, że mu smutno. Gdy zapadła noc, wciąż jeszcze
kontynuował swą wędrówkę ulicami, nie kwapiąc się z powrotem do oberży. Usłyszał
mężczyznę i dziewczynę rozmawiających ze sobą wesoło, gdy mijając go schodzili ulica w
stronę miejskiego placu, i nagle odwrócił się: znał głos tego mężczyzny.
Pobiegł za nimi i dogonił parę; zbliżył się do nich z boku w póznym zmierzchu rozświetlonym
tylko odległymi odblaskami latarni. Dziewczyna cofnęła się, ale mężczyzna wytrzeszczył nań
oczy, po czym podrzucił gwałtownie laskę, którą niósł, trzymając ją pomiędzy sobą a Gedem jak
zaporę mającą odwrócić grozbę albo działanie zła. To już było nieco więcej, niż Ged mógł
znieść. Jego głos zadrżał lekko, gdy powiedział:
- Myślałem, że mnie poznasz, Vetch.
Nawet po tych stówach Yetch wahał się przez chwilę.
- Ależ poznaję cię - powiedział, opuścił laskę, uścisnął dłoń Geda i wziął go w objęcia -
poznaję! Witaj, przyjacielu, witaj! W jakże przykry sposób cię powitałem, jak gdybyś był
zbliżającym się z tyłu duchem - a tak czekałem na twoje przybycie, tak cię szukałem...
- Więc to ty jesteś czarnoksiężnikiem, którym się przechwalają w Ismay? Nie wiedziałem...
- Och, tak, jestem ich czarnoksiężnikiem; ale posłuchaj, pozwól mi powiedzieć, dlaczego cię
nie poznałem, bracie. Może zbyt usilnie cię szukałem. Trzy dni temu - czy byłeś trzy dni temu tu,
na wyspie Iffish?
- Przypłynąłem wczoraj.
- Trzy dni temu na ulicy w Quor, wiosce leżącej tam wyżej, w górach, ujrzałem ciebie. To
znaczy, ujrzałem twój wizerunek czy też coś, co ciebie naśladowało, albo może po prostu
człowieka, który jest do ciebie podobny. Szedł przede mną wychodząc z miasteczka i zniknął za
zakrętem drogi właśnie w chwili, gdy go ujrzałem. Zawołałem i nie otrzymałem odpowiedzi,
poszedłem za nim. i nikogo nie znalazłem; nie było żadnych śladów, ale ziemia była zmarznięta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]