[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wątpię, jednak teraz nie mam czasu tego wyjaśniać. Do jutra.
- Kalid, czego chciałeś? Po co byłam ci potrzebna w biurze?
- Chciałem zaktualizować pewne dane dotyczące tego nowego
frachtowca na Pacyfiku.
- Teczka leży w lewej szufladzie. Trzecia od góry. Elise na pewno ją
znajdzie.
- Wezmę sobie sam, nie jestem przecież taki bezradny - odparł
sucho.
Kalid z zamyśloną miną odłożył słuchawkę. Ledwo wymyślił
pretekst, by usprawiedliwić swój telefon do Molly. Kiedy dowiedział się,
że wyszła z biura, przestraszył się, że coś jest nie tak. Niewiele wiedział o
ciężarnych kobietach, prócz tego, że cierpiały na poranne mdłości i
miewały dziwne zachcianki.
Przez chwilę zastanawiał się, czy Molly nie żałuje czasem podjętej
decyzji. Kupno sukni ślubnej powinno uspokoić go, lecz tak nie było.
Rozparł się w fotelu i popatrzył na panoramę Manhattanu. Zazwyczaj
nie przejmował się tym, co robią lub myślą inni. Od dawna był ponad tym.
Wymyślił sposób, który rozwiązywał problemy ich obojga. Nie straci
59
RS
świetnej asystentki, a przy okazji pomoże jej. W zamian za to zdobędzie
stałą wizę.
Czy tylko?
Przywołał w pamięci wczorajszy pocałunek. Molly była słodka,
nieśmiała i oszołomiona. Wyczuł te wszystkie emocje. Mogła udawać
obojętną w godzinach pracy, lecz wczorajszego wieczoru nie potrafiła
ukryć prawdziwych uczuć.
Zdumiała go też intensywność, z jaką pociągała go Molly.
Przed ślubem i po rozwodzie umawiał się z różnymi kobietami. Były
piękne, wyniosłe, wykształcone i ambitne. Niektórych z nich pożądał,
większości nie. Jednak żadna nie wzbudziła w nim takiego instynktu
opiekuńczego jak Molly. %7ładna też nie prowokowała tylu pytań, na które
pragnąłby znalezć odpowiedzi. Po pięciu latach wspólnej pracy niewiele
naprawdę wiedział o swojej asystentce, a przecież wkrótce miała zostać
jego żoną.
Trawiła go nieprzeparta ciekawość, jak też będzie wyglądało ich
wspólne życie.
Może uda mu się kiedyś dociec, na czym polega nieodparty urok
Molly.
Hasim przyjechał po nie trochę przed czasem i zawiózł je do gmachu
sądu. Gdy Molly szła ostrożnie po marmurowej posadzce holu, zrobiło się
jej niedobrze. Wiedziała, że to z powodu zdenerwowania, a nie na skutek
przypadłości ciążowych.
- Dobrze się czujesz? - spytała Susan. Mieszkały razem od pięciu lat,
od kiedy Molly zaczęła pracować dla Kalida. Niska i pulchna Susan była
najlepszą przyjaciółką Molly. - Zrobiłaś się zupełnie zielona.
60
RS
- Cudownie, mam nadzieję, że pasuję kolorystycznie do sukienki.
- Wyglądasz wspaniale, tylko trochę przybladłaś. Masz jakieś
wątpliwości? - Tylko Susan wiedziała, dlaczego Kalid i Molly biorą ślub. -
Jeszcze nie jest za pózno, żeby się wycofać.
- I co, mam przeprowadzić się do Kalifornii?
- Mówiłam ci setki razy, że dziś już nikogo nie gorszą niezamężne
matki.
- A ja tyle samo razy odpowiadałam ci, że mnie to przeszkadza.
Możesz obwiniać za to moje małomiasteczkowe wychowanie. Zresztą już
za pózno, żeby zmieniać powziętą decyzję. To tylko nerwy.
Odnalazły gabinet sędziego pokoju i weszły. Kalid już tam był,
rozmawiał ze stojącym blisko niego sędzią. Przyszedł też Phil i jeszcze
jeden mężczyzna, którego Molly nie znała. To zapewne jego
współpracownik Abe. Czy kiedykolwiek zostanie jej przyjacielem?
- Jejku - zawołała cicho Susan. - Czy ten przystojniak pod oknem, to
pan młody? Ten wysoki brunet? Jeśli się w nim nie zakochasz na zabój,
odeślij go do mnie.
Molly przygryzła wargę. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, to znów się
w kimś zakochać! A już na pewno nie w Kalidzie.
Podniósł wzrok i wtedy ją dostrzegł. Natychmiast ruszył w jej
kierunku.
- Molly. - Pocałował ją w rękę i zwrócił się do towarzyszącej jej
przyjaciółki. - Susan, nieprawdaż?
- Owszem, Susan Abernathy, a pan to zapewne Kalid.
- Cieszę się, że dziś będzie nam towarzyszyła przyjaciółka Molly.
- Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko.
61
RS
Kalid uniósł pytająco brew i zerknął na Molly.
- Zlub i cała reszta - powiedziała. - Wszyscy są? Możemy zaczynać?
Zaprowadził narzeczoną do stolika, na którym leżało pudło z
kwiaciarni.
- Wydaje się, że kolor będzie odpowiedni. Wewnątrz Molly znalazła
bukiet herbacianych róż.
- Teraz wyglądasz jak prawdziwa panna młoda - uścisnęła ją
przyjaciółka
Rozpoczęła się ceremonia.
Sędzia odczytywał kolejne formułki, a Molly słuchała jak urzeczona.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że to właśnie ona bierze ślub. Chwilami
miała wrażenie, że śni.
- Czy ty, Molly, bierzesz Kalida za męża i ślubujesz mu miłość,
szacunek i posłuszeństwo, a także, że nie opuścisz go w chorobie...
Molly znienacka ocknęła się z transu.
- Chwileczkę.
Sędzia przerwał. Kalid spojrzał na nią.
- Proszę powtórzyć ten fragment.
Sędzia zaczaj od nowa, lecz gdy doszedł do słowa posłuszeństwo",
Molly znów zaprotestowała.
- Nie - zwróciła się do Kalida - nie będę obiecywała żadnego
posłuszeństwa. Nigdy się na to nie zgodzę. Nie jestem dzieckiem i nie
pozwolę, by ktoś mną rządził.
- Molly, to po prostu tradycyjna część przysięgi małżeńskiej.
- Nie.
62
[ Pobierz całość w formacie PDF ]