[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kości rzucone . Kości? Tak, trupia czaszka i piszczele...
Jednak gdy tak szedł, wbrew wcześniejszej decyzji nie potrafił odgonić natrętnych
myśli o Resnicku i zagadkowej z nim rozmowie.
Co, u diabła, wyprawia się w Egremont? W co uwikłani są Resnick, Alice, Urzędnik
Bekker i Zmierć tylko wie kto jeszcze?
Gdyby tylko potrafił dotrzeć do zródła paranoicznej furii Resnicka... Czuł, że tym
zródłem jest... on sam, Jim. To było po prostu śmieszne. W jaki sposób on może być od-
powiedzialny za to, co Resnick mówi lub co sobie wyobraża? A rzeczywiście bliski jest
nerwowego załamania. Mistrz pysznił się przed samym sobą, że tak wysoko zaszedł po
szczeblach hierarchii społecznej, oczekiwał nagrody za swe wspaniałe rządy w Domu.
A tu ta nagła śmierć Normana Harpera stała się przysłowiowym kubłem zimnej wody
wylanym na jego rozgorączkowaną głowę.
A najgorsze było to, że pomimo najprzeróżniejszych układów i stosunków panują-
cych w Domach, tutaj ostatecznym panem życia i śmierci był Resnick. Panem każdego,
nie wyłączając Jima.
Ostatecznym panem Zmierci, zaśmiał się sarkastycznie Jim. Jak mało Resnick wie;
jak niewiele wie każdy z nich. Prawdę znają tylko Jim i Nathan. Tylko oni pogonili za
Zmiercią. Tylko oni dotarli w tamtą krainę.
Jakkolwiek toczy się tutaj jakaś niezwykle skomplikowana gra polityczna, to z całą
pewnością żadna z sił uwikłanych w tę rozgrywkę nie orientuje się, jakie jest rzeczywi-
ste oblicze Zmierci. Gdyby jakaś grupa poznała Zmierć, a mimo to nadal utrzymywała
Domy, byłoby to potworne. Resnick wierzy, że jest z tych czy innych racji politycznych
kuszony, toteż uczyni wszystko, by sprostać zadaniu i nie stać się tylko przynętą...
A inni ludzie? Inni posłuchają. Zapewne. Chyba.
111
Gdy Jim kroczył dziedzińcem rozciągającym się przed gmachem Oktagonu, obuwie
głośno chrzęściło na żwirze. Skłoniło go to do zastanowienia się nad wytrzymałością
butów na twardszym terenie. Nie czuł jednak ostrych, drobnych kamyków przez gumo-
wą podeszwę, toteż uznał, że to obuwie wystarczy.
Zgłosił się przy głównym biurku. Służbę pełniła ta sama urzędniczka, co poprzednio,
ubrana w biały mundur. Ale do gabinetu Bekkera prowadził go już inny goniec.
A, to znowu ty niezbyt gościnnie przywitał go Bekker.
Jim wyciągnął nad blatem biurka dłoń z kopertą.
Tym razem przychodzę z polecenia Resnicka.
Bekker wyjął z koperty list i uważnie studiował go dłuższy czas. Następnie odwrócił
go, jakby spodziewał się ujrzeć na odwrocie inne jeszcze adnotacje lub wyjaśnienia. Ale
nie; Bekker po prostu odłożył list na biurko zapisaną stroną do spodu. Tak że teraz
była to tylko jedna z wielu białych, nie zapisanych kartek, walających się po blacie. Jak-
by list w ogóle nie istniał. Jakby nikt go nie widział ani nie czytał.
Bez słowa Bekker dzwignął się z miejsca i podszedł do wmurowanego w ścianę sej-
fu. Wyjął z niego niewielką paczuszkę i wręczył ją Jimowi. Ten ważył ją chwilę w dłoni,
po czym wsunął w kieszeń.
Usiadłszy ponownie za biurkiem, Bekker po raz pierwszy uśmiechnął się.
Piękny dzień dziś mamy, nieprawdaż! Ponieważ w oknach były mleczne szyby,
zabrzmiało to szczególnie obłudnie. Miło mi, że wpadłeś.
Widzę, że jesteś strasznie zapracowany.
Fakt. Niestety.
Bekker uśmiechnął się ponownie i Jim wyszedł. Do Domu dotarł Wagonikiem Be-
adway, czując się jak bandyta z morderczą bronią w kieszeni.
XX
...więc musimy się stąd wydostać, Nathan.
Rozumiem. Serio sądzisz, że flaszka z feromonem i hipnotaśmy wystarczą?
Muszą wystarczyć. Nie będziemy się już bawić w łapanie motyli. Jedynym proble-
mem jest synchronizacja czasu naszego transferu w drugie ciała. Potem już pogonimy
przed siebie. Lecz tutaj tego nie możemy już dłużej robić tutaj jesteśmy zamknięci w
klatkach.
Schylając się, Weinberger zaczął wywoływać kolejne obrazy na ściennym ekranie:
pustynię porośniętą gigantycznymi kaktusami, wyspy kumulusów na bezkresnym nie-
bie, jesienne pola i rozległe ścierniska. Zakończył przegląd znanym już Jimowi z pierw-
szej wizyty pejzażem rozległych lasów.
W młodości wiele czasu spędzałem na włóczędze i dobrze znam okolice ciągną-
ce się na północ, aż do Barnaby ciągnął. Teren pokryty jest tam lasem, w którym
rozmieszczone są magazyny z żywnością. Zawsze były i nie sądzę, by coś się zmieniło.
Oczywiście, Służba Spokoju zna te wszystkie miejsca, lecz pośród lasów i gór są rów-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]