Indeks IndeksM345. (Duo) Metcalfe Josie Rodzina Ffrenchow 01 Sen o szczęściu09 Dzieci szczęścia Carey Suzanne Dar życia022. Morey Trish Szczęśliwe dni na KrecieCollins, Susanne Szczęśliwe dniAnderson Gabriella Talizman szczęściaTravis S. Taylor Warp SpeedConnie Bennett Tak daleko, tak bliskoJules Verne The Courier of the CzarLisa McMann SenShreve Anita Historia pewnego lata
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - powiedział bez ogródek. - Do kobiet, które wykorzystują w
    tym celu każdą sytuację. Zadbałaś o to, by mieć łatwy dostęp do
    bogatych mężczyzn. Młodych, łatwowiernych. Mężczyzn,
    którzy nie oprą się twej niewątpliwej atrakcyjności. - Wyrzekł
    RS
    78
    słowo  niewątpliwej" z szyderczą pogardą, po czym rzucił już
    bezpośrednią zniewagę: - Często zadawałem sobie pytanie, jak
    zdołałaś skłonić Billa Buckleya do zarekomendowania cię w
    klubie. Czy spałaś z nim? Czy to przez łóżko osiągasz swoje
    cele?
    Skoczyła ku niemu i uniosła rękę, by uderzyć go w twarz.
    Nim jednak otrzymał to, co mu się słusznie należało, zdążył
    chwycić jej rękę w nadgarstku.
    - Ty świnio! Ty bydlaku! Ty ponura kreaturo! Próbowała
    uwolnić się - jego dłoń była jak imadło.
    Próbowała spoliczkować go drugą ręką - ta również została
    unieruchomiona. Próbowała w końcu kopnąć go w piszczel -
    odskoczył, tak że omal nie straciła równowagi. Pozostawały
    słowa, a zasługiwał tylko na najgorsze. Nie miała jednak
    bogatego repertuaru przekleństw. Ten, którym dysponowała,
    prędko wyczerpał się. Trzeba było dać inny wyraz swej
    nienawiści.
    - Ty po prostu chcesz znów mnie pocałować. To tylko masz w
    głowie i o to przez cały czas ci chodzi. Więc dalej! Zmiało! Użyj
    swej krzepy. Zmuś dziewczynę do...
    - Zamilcz! - wykrzyknął i odepchnął ją od siebie.
    - Ty niebezpieczna, mała kotko! Nie mam zamiaru dłużej
    przypatrywać się jak sprawiasz same kłopoty. Jesteś w klubie
    raz na zawsze skończona. Nie chcę cię tam nigdy więcej
    widzieć!
    - A jak niby wyobrażasz sobie to moje zniknięcie?- zapytała
    zaczepno-agresywnym tonem. - Nie jesteś wszechmocny. Od
    kilku tygodni mam status stałego pracownika. Nikt nie wyrzuci
    mnie na jedno twoje słowo.
    Jakiś rys okrucieństwa pojawił się na jego twarzy.
    - Tak sądzisz? Wydajesz się zapominać o finansowym
    wkładzie, jaki wniosłem do klubu. Na szczęście pieniądze coś
    jeszcze znaczą.
    - Nikogo nie można potępiać bez wysłuchania jego racji.
    RS
    79
    - W porządku. Więc co. robiłaś w pokoju Gilesa o drugiej nad
    ranem? Grałaś w szachy?
    Sarkazm ten sprawił, że wręcz przestała nad sobą panować.
    - Nie twój interes! Nie zasługujesz nawet na wyjaśnienie.
    Wyrzuciwszy to z siebie, odwróciła się na pięcie i
    wymaszerowała z pokoju.
    Z nastaniem dnia, punktualnie o ósmej, pukała do pokoju 322.
    Mimo krańcowego fizycznego wyczerpania, przez całą noc nie
    zmrużyła oka. Natomiast Giles musiał chyba spać jak zabity,
    gdyż otworzył drzwi dopiero po dobrych kilku minutach
    dobijania się. Stał z dłonią na czole i z ustami rozdziawionymi
    na oścież w ziewaniu.
    - Jak noga? - zapytała Davina, przestępując próg.
    - Noga niezgorzej, głowa zle - jękliwie zamruczał.
    - Kto pije, ten ma kaca. A teraz pokaż mi to cudo. Chcę
    zdążyć na śniadanie.
    Powtórzyła zabieg, kazała mu się przejść, a widząc, że prawie
    już nie utyka, spakowała torbę i powróciła do siebie. Zabrała ze
    swego pokoju resztę bagażu i zniosła go do recepcji. Zamiast
    jednak skierować się teraz do sali restauracyjnej, opuściła hotel i
    wolnym krokiem zaczęła iść w kierunku centrum miasta.
    Był piękny, rześki, niedzielny poranek. Na ulicach było
    niewielu przechodniów, a samochody stały wciąż na parkingach.
    Z pobliskiego kościoła dobiegały dzwięki dzwonu. Pod
    wpływem jakiegoś wewnętrznego impulsu Davina skierowała
    się w tamtą stronę. Kościół stał pośród bezlistnych drzew
    niewielkiego parku. Zauważyła drewniane ławki i na jednej z
    nich usiadła, z rękami wciśniętymi w kieszenie płaszcza.
    Znajdowała się w oazie ciszy i spokoju. Równocześnie w jej
    wnętrzu szalała burza. Miała do rozwiązania problem, z którym
    borykała się przez całą noc. Problem Maxa.
    Spojrzała w niebo na blade zimowe słońce i zamknęła oczy.
    Kiedykolwiek ona i Max spotykali się, trzaskały iskry i
    dochodziło do kłótni. Byli jak dwa magnesy, które zarazem
    RS
    80
    odpychają się i przyciągają. Max pożądał jej, trzymając
    równocześnie swą żądzę na wodzy. Raz tylko wydarzyło się, że
    pozwolił, by Davina stała się świadkiem jego słabości. Czyż
    wobec tego można było się dziwić, że znienawidził ją?
    Co zaś jej się tyczy... Zawahała się. Nie była zdolna na
    chłodno analizować własnych uczuć. Zresztą nie w uczuciach
    tkwiła istota problemu, lecz w pytaniu, czy w sytuacji, jaką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •