[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- powiedział bez ogródek. - Do kobiet, które wykorzystują w
tym celu każdą sytuację. Zadbałaś o to, by mieć łatwy dostęp do
bogatych mężczyzn. Młodych, łatwowiernych. Mężczyzn,
którzy nie oprą się twej niewątpliwej atrakcyjności. - Wyrzekł
RS
78
słowo niewątpliwej" z szyderczą pogardą, po czym rzucił już
bezpośrednią zniewagę: - Często zadawałem sobie pytanie, jak
zdołałaś skłonić Billa Buckleya do zarekomendowania cię w
klubie. Czy spałaś z nim? Czy to przez łóżko osiągasz swoje
cele?
Skoczyła ku niemu i uniosła rękę, by uderzyć go w twarz.
Nim jednak otrzymał to, co mu się słusznie należało, zdążył
chwycić jej rękę w nadgarstku.
- Ty świnio! Ty bydlaku! Ty ponura kreaturo! Próbowała
uwolnić się - jego dłoń była jak imadło.
Próbowała spoliczkować go drugą ręką - ta również została
unieruchomiona. Próbowała w końcu kopnąć go w piszczel -
odskoczył, tak że omal nie straciła równowagi. Pozostawały
słowa, a zasługiwał tylko na najgorsze. Nie miała jednak
bogatego repertuaru przekleństw. Ten, którym dysponowała,
prędko wyczerpał się. Trzeba było dać inny wyraz swej
nienawiści.
- Ty po prostu chcesz znów mnie pocałować. To tylko masz w
głowie i o to przez cały czas ci chodzi. Więc dalej! Zmiało! Użyj
swej krzepy. Zmuś dziewczynę do...
- Zamilcz! - wykrzyknął i odepchnął ją od siebie.
- Ty niebezpieczna, mała kotko! Nie mam zamiaru dłużej
przypatrywać się jak sprawiasz same kłopoty. Jesteś w klubie
raz na zawsze skończona. Nie chcę cię tam nigdy więcej
widzieć!
- A jak niby wyobrażasz sobie to moje zniknięcie?- zapytała
zaczepno-agresywnym tonem. - Nie jesteś wszechmocny. Od
kilku tygodni mam status stałego pracownika. Nikt nie wyrzuci
mnie na jedno twoje słowo.
Jakiś rys okrucieństwa pojawił się na jego twarzy.
- Tak sądzisz? Wydajesz się zapominać o finansowym
wkładzie, jaki wniosłem do klubu. Na szczęście pieniądze coś
jeszcze znaczą.
- Nikogo nie można potępiać bez wysłuchania jego racji.
RS
79
- W porządku. Więc co. robiłaś w pokoju Gilesa o drugiej nad
ranem? Grałaś w szachy?
Sarkazm ten sprawił, że wręcz przestała nad sobą panować.
- Nie twój interes! Nie zasługujesz nawet na wyjaśnienie.
Wyrzuciwszy to z siebie, odwróciła się na pięcie i
wymaszerowała z pokoju.
Z nastaniem dnia, punktualnie o ósmej, pukała do pokoju 322.
Mimo krańcowego fizycznego wyczerpania, przez całą noc nie
zmrużyła oka. Natomiast Giles musiał chyba spać jak zabity,
gdyż otworzył drzwi dopiero po dobrych kilku minutach
dobijania się. Stał z dłonią na czole i z ustami rozdziawionymi
na oścież w ziewaniu.
- Jak noga? - zapytała Davina, przestępując próg.
- Noga niezgorzej, głowa zle - jękliwie zamruczał.
- Kto pije, ten ma kaca. A teraz pokaż mi to cudo. Chcę
zdążyć na śniadanie.
Powtórzyła zabieg, kazała mu się przejść, a widząc, że prawie
już nie utyka, spakowała torbę i powróciła do siebie. Zabrała ze
swego pokoju resztę bagażu i zniosła go do recepcji. Zamiast
jednak skierować się teraz do sali restauracyjnej, opuściła hotel i
wolnym krokiem zaczęła iść w kierunku centrum miasta.
Był piękny, rześki, niedzielny poranek. Na ulicach było
niewielu przechodniów, a samochody stały wciąż na parkingach.
Z pobliskiego kościoła dobiegały dzwięki dzwonu. Pod
wpływem jakiegoś wewnętrznego impulsu Davina skierowała
się w tamtą stronę. Kościół stał pośród bezlistnych drzew
niewielkiego parku. Zauważyła drewniane ławki i na jednej z
nich usiadła, z rękami wciśniętymi w kieszenie płaszcza.
Znajdowała się w oazie ciszy i spokoju. Równocześnie w jej
wnętrzu szalała burza. Miała do rozwiązania problem, z którym
borykała się przez całą noc. Problem Maxa.
Spojrzała w niebo na blade zimowe słońce i zamknęła oczy.
Kiedykolwiek ona i Max spotykali się, trzaskały iskry i
dochodziło do kłótni. Byli jak dwa magnesy, które zarazem
RS
80
odpychają się i przyciągają. Max pożądał jej, trzymając
równocześnie swą żądzę na wodzy. Raz tylko wydarzyło się, że
pozwolił, by Davina stała się świadkiem jego słabości. Czyż
wobec tego można było się dziwić, że znienawidził ją?
Co zaś jej się tyczy... Zawahała się. Nie była zdolna na
chłodno analizować własnych uczuć. Zresztą nie w uczuciach
tkwiła istota problemu, lecz w pytaniu, czy w sytuacji, jaką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]