[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pociąga prosto z butelki.
Przenoszą się do salonu i włączają kanał muzyczny.
- Więc powiesz mi, do cholery, co się dzieje, czy nie? - odzywa się Janie.
Carrie wzdycha i spogląda na nią smętnie.
- Och, Janie, ciągle jesteś zabujana w tym Cabelu?
Janie popija drinka i kłamie:
- Już... już mi przechodzi. Nie gadam z nim.
- Widziałam go dzisiaj rano pod twoimi drzwiami. Byłaś w pracy?
- No. Zdaje się, że siedział tu przez cały dzień. Moja mama nazywa go hipis - mówi
ze śmiechem Janie.
Carrie pociąga kolejny łyk z gwinta.
- Uhu! - mówi, kiedy wódka trafia do żołądka. - Rany. Ee... a tak. Cabel. No więc, jest
dzisiaj u Melindy. Z Shay - dodaje.
- No, ba, przecież, że nie z Melindą.
Carrie zerka na nią zaciekawiona.
- Dlaczego nie z Melindą?
Janie po alkoholu trochę puszczają hamulce.
- Carrie! Melindą jest lesbijką. Nie wiedziałaś?
- Co?
- Jest w tobie totalnie zabujana.
- W życiu.
- Właśnie, że tak.
- Skąd to wiesz?
Janie się waha.
Wie, że nie powinna tego mówić.
Ale mówi.
- Zni o tobie. Widziałam jej sny.
Carrie patrzy na nią skołowana.
Janie siedzi z kamienną twarzą.
I nagle Carrie wybucha śmiechem.
- Jasna cholera, Janers. Wróciło ci poczucie humoru.
Janie śmieje się razem z nią.
- Mam cię - mówi drżącym głosem.
Carrie ostrożnie próbuje swojej fajity.
- Hej, mała, to jest nawet dobre.
Janie przewraca oczami. Teraz już Carrie zaczęła nazywać ją tak samo jak Stu.
- Do rzeczy - ponagla.
- Hm?
- Cabel?
- Ach. Tak. No więc, odkąd go rzuciłaś, wziął się na całego za bogate cizie. Owinął
sobie Shay wokół małego palca.
- Chociaż rzekomo zgarnęli go na jej imprezie?
Carrie chichocze.
- A jak myślisz, z kim on pracuje? Z jej starym! Mają małą umowę . Shay mi
powiedziała. Boki zrywać. To się nazywa rodzinny interes. I nie mówimy tu tylko o gandzi.
Janie wpycha jedzenie do ust.
Carrie mówi dalej:
- Shay powiedziała Melindzie, że z nim spała. - Zatyka usta ręką. - O, Boziu. Ja tego
nie powiedziałam.
Janie jest odrętwiała. A jednocześnie prosi się o więcej. Chce go znienawidzić.
- Nie, no, spoko - kłamie gładko. - Już mi zupełnie przeszedł. To zwykły ściemniacz.
Dobrze mówię? - podpuszcza Carrie, żeby mówiła dalej.
- Fakt, ściemniać to on potrafi - piszczy Carrie, omal nie przewracając butelki z
wódką. Napełnia szklankę Janie. - Teraz wiadomo, skąd ma te wszystkie nowe ciuchy i dla-
czego wreszcie kupił sobie komórkę. Rany. Trzepie niezłą kaskę. Myślę, że to crack. Ale to
tylko moje przypuszczenia.
Janie nie może w to uwierzyć.
Powiedział, że nie pije. Nie ćpa.
I myślała, że nie znosi Shay Wilder.
Co za kłamca.
- Cóż, pewnie wszyscy dilerzy kłamią jak z nut - stwierdza Janie.
Carrie kiwa głową, nabuzowana alkoholem.
- No, to niezli spryciarze. Normalnie nie mogłam w to uwierzyć, kiedy się
dowiedziałam, co Cabel robi. Ale wiedziałam, że ostro przypala, już trzy lata temu, kiedy
spadł do naszej klasy Pewnie od tego się zaczyna.
- On naprawdę wtedy przypalał?
- Kupowałam od niego trawę - szepcze Carrie.
- Naprawdę?
Carrie znów kiwa głową.
- I to mnóstwo.
Janie zrywa się i zanosi naczynia do zlewu. Zaczyna je myć, gdy tymczasem te
wszystkie informacje bombardują jej mózg. Poszedł do łóżka z Shay? Całe ciało aż swędzi ją
z obrzydzenia.
Kiedy Janie wraca do salonu, Carrie szklistymi oczami gapi się w telewizor.
Janie siada obok niej.
- Więc skoro Cabel leci na Shay, to dlaczego przesiedział cały dzień na moich
schodach i dlaczego ciągle próbuje ze mną porozmawiać?
Carrie patrzy na Janie.
- Może nie chce cię stracić jako przyszłej klientki. Albo będzie chciał cię bzyknąć.
Spójrz prawdzie w oczy, mała, wyglądasz ostatnio całkiem seksownie.
Janie czuje mdłości.
Wychodzi do łazienki.
Kiedy wraca, Carrie śpi.
Janie wyłącza telewizor. Sprząta bałagan i idzie napić się wody.
23 pazdziernika 2Q05, godzina 1.34
Zostawia Carrie na kanapie i biegnie przez ogródki, by schować się w kępie drzew niedaleko
domu Cabela. W środku pali się światło, więc czeka. Po chwili na podjezdzie parkuje
samochód. Stoi tam przez jakieś pięć minut, może dłużej. W końcu Cabel wysiada i wchodzi
do domu. Kiedy Janie stwierdza, że wszystkie światła pogasły, zakrada się w krzaki pod jego
oknem, ostrożnie stąpając po suchych liściach, które przez ostatnich kilka dni uparły się
spadać z drzew.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]