[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dłem w Bond Street i jak już mówiłem, oglądałem sklepy. Wspaniałe! W RPA
niczego takiego nie mamy.
I z nikim pan nie rozmawiał?
Gdybym wiedział, że potrzebne mi będzie alibi, na pewno bym to zrobił
odparłem z goryczą.
No tak. . . skomentował Maskell. Zatem doszedł pan do Oxford Street
i co dalej?
Cóż, nie jadłem śniadania i czułem się trochę głodnawy, Znalazłem więc
pub i zamówiłem sobie kanapki z dużym piwem. Gawędziłem nieco z barmanem,
Irlandczykiem. Powinien mnie pamiętać.
A o której to było?
Musiało już być po dziesiątej, bo pub był otwarty. . . Powiedzmy w pół do
jedenastej.
To alibi jest nieco spóznione, dla sprawy bez znaczenia ocenił Maskell
i zajrzał do jakiejś kartki, którą uprzednio wyjął z teczki. Muszę pana ostrzec,
że policyjna wersja wydarzeń w zasadniczy sposób odbiega od pańskiej. Poli-
cja zebrała pokazny materiał dowodowy, panie Rearden. Spojrzał mi prosto
w oczy. Czy muszę panu wykładać, jakie niebezpieczeństwa kryją się w okła-
mywaniu własnego adwokata?
Ja nie kłamię stwierdziłem z oburzeniem.
Panie Rearden, muszę powiedzieć, że znalazł się pan w ogromnych tarapa-
tach rzekł z powagą. Rozumiem, że na procesie nie zechce pan przyznać się
do winy, lecz muszę pana uprzedzić, że w świetle zebranego materiału dowodowe-
go wiele przemawia za tym, że pan sprawę przegra. Ostatnio nasila się społeczne
zaniepokojenie związane ze wzrostem liczby przestępstw, które łączą się z uży-
ciem przemocy. Sędziowie wychodzą temu zaniepokojeniu naprzeciw i wydają
bardzo surowe wyroki. Tu przerwał, by zebrać myśli, a dalej mówił już nieco
30
bardziej umiarkowanym tonem. Jako pański adwokat nie mogę zawczasu wy-
rokować w tej sprawie, niemniej chciałbym panu uświadomić rzecz następującą:
jeżeli brylanty zostaną zwrócone, a pan przyzna się do winy, sąd będzie bardziej
pobłażliwy i, moim zdaniem, nie dostanie pan więcej niż pięć lat, może nawet
tylko trzy. Uwzględniając ewentualne zmniejszenie wyroku za dobre sprawowa-
nie, mógłby się pan znalezć na wolności już po dwóch latach. Jeśli zaś brylanty
nie zostaną zwrócone i jeśli pan nie zechce przyznać się do winy, wyrok będzie
surowy; zakładając, rzecz jasna, że zostanie pan skazany. Uwzględniając zebrane
dowody, możemy to założenie uznać za szalenie prawdopodobne. Gdybym miał
w tym miejscu użyć prawniczego żargonu, powiedziałbym, że Wysoki Sąd zdzieli
pana w łeb paragrafem, zapudłuje, a klucz wyrzuci. Bo wątpię czy w takim wy-
padku uda się panu dostać mniej niż czternaście lat. Zapewniam pana, że w tych
sprawach mam niezle doświadczenie i nie rzucam słów na wiatr. Odchrząknął.
I co pan na to powie, panie Rearden? Jak teraz zadziałamy?
Jedynymi brylantami, jakie widziałem tamtego ranka, były brylanty
w oknach wystawowych na Bond Street oznajmiłem dobitnie.
Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę w milczeniu, po czym potrząsnął gło-
wą.
No cóż. . . bąknął cicho. Zajmę się tym, co do mnie należy, to jest
pańską sprawą. Ale nie mam większych nadziei na sukces. Uprzedzam, że policja
dysponuje takimi dowodami, które będzie niezwykle trudno obalić.
Jestem niewinny trwałem w uporze.
Nie powiedział już nic więcej. Pozbierał swoje papiery i nie oglądając się za
siebie, wyszedł z rozmównicy.
II
I tak znalazłem się na ławie oskarżonych w Głównym Sądzie Kryminalnym
zwanym Old Bailey. Wiele tam było pompy i parady, tóg i peruk, ukłonów, oka-
zywania względów i ceremonialnych uprzejmości. Wskoczyłem w to wszystko
niczym jakiś demoniczny król ze spektaklu pantomimy, zjawiłem się tam jak spod
ziemi, by od razu stać się ośrodkiem powszechnego zainteresowania. Oczywiście,
miałem też rywala w osobie Wysokiego Sądu. Wydaje mi się, że kiedy ktoś za-
siądzie już za sędziowskim stołem, natychmiast ogarnia go przekonanie, że został
oto licencjonowanym kawalarzem i nic nie może sprawić mu większej radości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]