[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powoli, przez zęby. Guntar cofnął się parę kroków.
Gdyby to twój pies został rozerwany na kawałki, nie mówiłbyś tak!
Byłbym tak samo przygnębiony jak ty i nic by mnie nie powstrzymało przed
zabiciem tego zwierzęcia, ale nie z zemsty. Masz na to moje słowo. Tracisz tylko
czas, jeśli myślisz, \e masakra dokonana z zimną krwią pomo\e ci!
Do diabła, Kale. Muszę ją mieć! śeby Pocisk mógł spoczywać w spokoju.
Kaler rozumiał to a\ za dobrze.
Jeden strzał, Maks. Zmierć za śmierć. Daj mi słowo i puma jest twoja.
No dobrze, masz moje słowo.
Podali sobie dłonie i Guntar odwrócił się, by odejść. Nagle zawahał się.
A co do tego mę\czyzny i chłopca, to widziałem ich dzisiaj rano jakieś osiem
kilometrów stąd na południe. Przygotowywali się do rozbicia namiotu.
Nie czekając na podziękowania, odwrócił się i poszedł w swoją stronę.
Dlaczego nie próbował wykorzystać tej informacji, wymienić jej na pumę?
zastanawiała się Leigh, zdumiona takim obrotem sprawy.
Na swój własny pokrętny sposób Maks jest człowiekiem honoru uśmiechnął
się Kaler. W innych okolicznościach \yciowych mogliby zostać przyjaciółmi.
Krew za krew, to dla niego uczciwe, ale \ywi ludzie jako karta przetargowa nie.
Kaler uświadomił sobie, \e z biegiem czasu i doświadczenia ró\nice między
nim a Guntarem zamiast się zmniejszać, jeszcze się pogłębiły. W milczeniu pomógł
Leigh zarzucić plecak.
No, chodzmy, mamuśku. Musimy znalezć twego dzieciaka i jego dziadka.
Kaler, co do Danny'ego... zaczęła.
Nie martw się, kochanie. Nie zamierzam wdzierać się na siłę ani w jego \ycie,
ani w twoje.
Ale...
śeby być rodzicami, trzeba czegoś więcej ni\ samej biologii, Leigh. Oboje to
wiemy. Uniósł jej podbródek i pocałował, zanim ruszyli w dalszą drogę.
Tam, około dziesięciu metrów na lewo od tej odkrytej skały. Kaler podał
Leigh lornetkę.
Chwyciła ją niecierpliwie i zaczęła wpatrywać się we wskazane miejsce. Było
pózne popołudnie. Z tej odległości z trudnością mogła cokolwiek zobaczyć.
Myślisz o tej chmurze? zapytała.
To nie chmura. To dym.
Dym? To znaczy... to znaczy, \e wypuszczają sygnały dymne!
Spójrz ni\ej. Widzisz tę czerwoną plamę?
Mój Bo\e, Kaler, znalazłeś ich! Znalazłeś!
Dzięki pomocy Maksa.
Co tam Maks! Bez niego te\ byś sobie poradził.
Rzuciła mu się na szyję z takim impetem, \e omal się oboje nie przewrócili.
Ojciec i Daniel są bezpieczni! krzyczała, na zmianę to śmiejąc się, to
płacząc ze szczęścia.
Na to wygląda potwierdził patrząc w jej błyszczące oczy. W blasku
zachodzącego słońca wydawały się złote, a rzęsy rzucały na policzki intrygujący
cień.
Wziął ją w ramiona. Nie wiedział, kto uczynił pierwszy ruch, ale nagle poczuł
jej wargi na swoich.
Zapomniał ju\, jak błyskawicznie Leigh potrafi rozbudzić w nim po\ądanie,
nawet jeśli postanawiał sobie panować nad emocjami. Zrobiła to właśnie teraz, gdy
poło\yła dłonie na jego twarzy i przytuliła się do jego piersi.
Całował ją tak długo, a\ oboje poczuli, jak krew uderza im do głowy, a serca
biją przyspieszonym rytmem.
Koniec naszej podró\y, Hank. Będzie mi ciebie brakowało.
Zamarła, tylko usta jej dr\ały. Uspokoił je pocałunkiem. Spojrzał w jej twarz.
Widział na niej zmieszanie połączone z wdzięcznością.
Nie wiem, jak ci dziękować. Gdyby nie ty... Głos odmówił jej
posłuszeństwa.
Bez przemówień, Hank. Powiedzmy, \e byłem ci coś dłu\ny i zostawmy to
tak jak jest.
Miejsce obozowiska było uprzątnięte, ognisko obło\one kamieniami. Parę
metrów dalej stał trzyosobowy czerwony namiot z tropikiem i przedsionkiem
chroniącym od deszczu i wiatru.
Przy ognisku siedzieli w kucki siwobrody mę\czyzna w dresie i chłopiec w
podkoszulku uniwersytetu Georgetown.
Kaler zatrzymał się na skraju obozowiska. Leigh poszła dalej sama. Pierwszy
zauwa\ył ją ojciec. Kaler obserwował, jak na jego twarzy ciekawość mieszała się z
zaskoczeniem, a potem z wielką radością. Słysząc szept dziadka chłopiec
błyskawicznie się odwrócił i Kaler ujrzał twarz Leigh w miniaturze.
Mama, mama! zawołał chłopiec i rzucił się ku niej.
Leigh przyklękła i chwyciła go w ramiona. Przymknęła oczy, starając się
powstrzymać łzy cisnące się pod powieki.
Tak bardzo za tobą tęskniłam, synku wyszeptała.
Ja te\, mamusiu.
Jak wam tu było razem?
Zwietnie, tylko \e jeszcze nie znalezliśmy yeti, prawda, dziadku?
Dotąd nie, ale przed nami jeszcze dziesięć dni. Widzę, \e w końcu ty te\
zdecydowałaś się spędzić urlop z nami...
Niezupełnie.
Ambasador uniósł brwi.
Hm, to brzmi tajemniczo, ale mo\e porozmawiamy o tym, jak zjemy kolację.
Mamy hot dogi poinformował Daniel i zwrócił się w stronę Kalera. A kto
to jest ten pan z karabinem, mamo?
To pan Kaler. Leigh zmusiła się do uśmiechu.
Pomógł mi was odnalezć.
Dlaczego ma karabin?
Na wypadek, gdyby yeti nie był zadowolony z naszej wizyty.
Och, mamo, co ty mówisz!
Ojcze, pamiętasz Maksa Kalera? zwróciła się do starszego pana.
Bradbury zatrzymał wzrok na twarzy przybyłego mę\czyzny.
Skłamałbym mówiąc, \e jest pan tu mile widziany.
Ton ojca Leigh nic się nie zmienił od czasu, gdy Kaler widział się z nim po
raz ostatni.
Skłamałbym mówiąc, \e jestem szczęśliwy z tego spotkania odparował
Kaler.
Dajcie spokój przywołała ich do porządku Leigh. To Daniel
przedstawiła Kalerowi syna.
Czy naprawdę zastrzeliłby pan kogoś z tego karabinu? dopytywał się
chłopiec.
Tylko wtedy, gdybym musiał.
Pan Kaler jest przewodnikiem i tropicielem, kochanie. Wie wszystko o górach
wyjaśniła Leigh.
A my z dziadkiem polujemy na Człowieka Zniegu poinformował Daniel.
Pewno widział pan jego ślady?
Jeszcze nie. A ty? Znalazłeś ju\ jakieś?
Słyszałem jakieś dziwne pomrukiwanie tej nocy.
Daniel zmarszczył brwi. Tu\ obok namiotu.
Dziadziuś mówił, \e to mo\e yeti nas wytropił.
Jakiego rodzaju to był dzwięk?
To było pomrukiwanie yeti powtórzył Daniel, absolutnie pewny swego.
Niech pan spyta dziadziusia. Gdy tylko je usłyszeliśmy, rozpalił du\e ognisko,
\ebyśmy mogli go lepiej widzieć.
I zobaczyliście coś szczególnego? Kaler przeszył wzrokiem starszego pana.
Chyba ogień go wystraszył potrząsnął głową Bradbury.
Kaler obrzucił teren uwa\nym spojrzeniem. Musiał przyznać, \e Bradbury
zrobił wszystko jak nale\y. Wybrał dogodny teren. Nie było tutaj gęstych zarośli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]