Indeks IndeksBuechting_Linda_(Jamison_Kelly)_ _Tatuś_na_zamowienieD074. Riggs Paula Detmer Człowiek honoruSienkiewicz Henryk HaniaGR851. McCauley Barbara Osiem lat i osiem dniBagley_Desmond_ _PulapkaGraham Heather Gorć…czka nocy 02 Szmaragdowy aniośÂ‚Jane Lisa Smith Pamić™tniki wampirów 04 MrokM345. (Duo) Metcalfe Josie Rodzina Ffrenchow 01 Sen o szcz晜›ciuGuiraud Paul Rzym. śąycie prywatne i publiczne RzymianGabriele Amorth EgzorcyśÂ›ci i psychiatrzy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    śpiewnym głosem i uśmiechnęła się do Stacy. - Zrób mi
    filiżankę kawy, a może się z tobą podzielę.
    Stacy pochyliła się, wdychając aromat ciasta.
    - Powiedz, że to ciastka czekoladowe.
    - Ze sklepu ze zdrową żywnością, ale wciąż naprawdę
    pyszne.
    Stacy odsunęła się i wpuściła sąsiadkę Boyda do środka.
    Prudy miała na sobie różowe szorty i niezwykle jaskrawą
    hawajską koszulę.
    - Ja zrobię kawę, a ty wyciągnij talerze - poleciła Stacy,
    zamykając drzwi.
    Dziesięć minut pózniej siedziały naprzeciwko siebie i
    przeżuwały z rozkoszą ciasteczka.
    - Kiedy wczoraj wpadłam na Boyda, powiedział, że
    porządkujesz jego dokumenty - rzuciła Prudy i wypiła łyk
    kawy.
    Zgodnie z poleceniami Jarroda, kawa Stacy składała się
    głównie z mleka.
    - Powiedzmy, że próbuję.
    Prudy sięgnęła po ciastko i kiwnęła głową.
    - Przyjmij więc wyrazy współczucia. - Uśmiechnęła się. -
    Przeżyłam parę trudnych chwil, próbując odczytać te jego
    bazgrały.
    - W szpitalu?
    - Aha. - Prudy ugryzła ciastko i starła z brody jego
    okruszki. - Wyda ci się to niewiarygodne, ale nie jest jeszcze
    najgorszy. Choć niewiele mu brakuje. Oczywiście, jeśli
    zostałby w szpitalu, to mam przeczucie, że jego pismo szybko
    by się stało całkiem nieczytelne.
    - Jak myślisz, brakuje mu pracy w szpitalu?
    - Nie bardziej niż tobie czy mnie brakowałoby
    oddychania. Stacy ułamała kawałek ciastka i wsunęła do ust.
    Nagle wydało jej się bez smaku.
    - Myślisz, że kiedyś do was wróci?
    Prudy w zadumie potarła czoło, a potem rzuciła Stacy
    wyzywające spojrzenie.
    - Sądzę, że to zależy od ciebie - powiedziała cicho. - Od
    ciebie i tego dziecka, które nosisz.
    - Chyba nie bardzo...
    - Rozumiesz. - Prudy westchnęła. - Tak, wiem. Mój były
    mąż zawsze powtarzał, że robię takie dziwne zwroty w
    rozmowie. Doprowadzałam go tym do szaleństwa.
    Podejrzewam, że to jeden z powodów, dla których wolał
    policję od naszego małżeństwa.
    Stacy usłyszała nutę bólu w głosie Prudy i zrozumiała, że
    to nie ona chciała rozwodu.
    - Twój mąż jest policjantem?
    - Były mąż... w grudniu minie pięć lat od naszego
    rozwodu. Dlatego poczułam do ciebie sympatię, gdy
    usłyszałam twoją historię.
    - Tak, żony policjantów trzymają się razem. - Stacy
    potarła kciukiem uszko filiżanki. - Nawiasem mówiąc,
    zastanawiałam się, czy nie wrócić do Wenatchee Falls, kiedy
    tylko doktor Jarrod pozwoli mi podróżować. Mam tam kilka
    przyjaciółek, które zajmą się mną, dopóki finansowo nie stanę
    na nogi.
    - Nawet o tym nie myśl! - zawołała Prudy i skrzywiła się,
    - Przepraszam, zle to zabrzmiało. Chciałam powiedzieć, że
    byłoby mi przykro rozstawać się z tobą, zwłaszcza teraz... Co
    prowadzi nas znów do tematu Boyda MacAuleya i jego
    praktyki medycznej.
    - Prowadzi? Prudy kiwnęła głową.
    - Zwroty w rozmowie, pamiętasz?
    - Ach, rozumiem, o co ci chodzi. - Stacy roześmiała się.
    - A przynajmniej to, o co chodziło twojemu byłemu
    mężowi.
    - To jest tak, Stacy. Od trzech lat Boyd wychodził z domu
    do pracy, która polegała na wbijaniu gwozdzi, potem wracał,
    krzątał się na podwórku albo przy samochodzie. Wieczorem
    szedł spać. Wykończony i samotny. - Westchnęła. - Nawet nie
    zliczę, ile razy zapraszałam go na kolację albo do kina. Jako
    kumpelka, rozumiesz, o czym on wie równie dobrze jak ja.
    Ale zawsze miał jakąś wymówkę.
    - Może lubi być sam?
    - Może. A może ja powinnam zmienić dezodorant. -
    Aobuzerski uśmiech pojawił się na twarzy Prudy i zaraz
    zniknął.
    - A tak mówiąc poważnie, zachowywał się jak zombie od
    dnia, kiedy po raz ostatni wybiegł z sali operacyjnej i poszedł
    prosto do gabinetu ordynatora, żeby złożyć wymówienie.
    - Co się stało podczas operacji? - Stacy czuła, jak ściska
    się jej żołądek.
    Prudy uniosła palcem okruch z talerza.
    - Pacjentką była ofiara wypadku, studentka z Kalifornii,
    której samochód wpadł w poślizg. Boyd był w połowie
    operacji, gdy nagle zbladł i zamarł. Instrumentariuszka
    mówiła, że w życiu nie widziała takiego bólu w niczyich
    oczach.
    Stacy siedziała nieruchomo, czując w ustach grudę ciasta,
    którego nagle nie potrafiła przełknąć.
    - Dlaczego...
    - Najwyrazniej pacjentka była podobna do Karen. - Prudy
    przygryzła wargę. - Wszyscy mówili, że Boyd był bardzo
    dzielny, wracając do pracy w parę tygodni po wypadku.
    Opanowany i silny.
    - Zamiast poradzić sobie z własnymi uczuciami, próbował
    je wytłumić? - domyśliła się Stacy.
    - Właśnie. - Prudy wypiła kawy, skrzywiła się i wstała, by
    dolać sobie gorącej. - Oprócz gniewu - dodała, wracając na
    miejsce. - Głównie na siebie. Za to, że nie zdołał ocalić Karen
    i dziecka.
    Stacy wpatrywała się w słoneczne plamy na lśniącej
    powierzchni stołu i z wysiłkiem powstrzymywała łzy.
    - Opowiedział mi o wypadku.
    W oczach Prudy błysnęło zdziwienie.
    - Miałam dyżur, kiedy przywiezli jego i Karen. Chyba
    wszyscy wiedzieliśmy, że biedaczka tego nie przeżyje.
    - To musiało być straszne - szepnęła Stacy.
    - Boyd nie płakał - mówiła dalej Prudy. - Ani w szpitalu,
    ani na pogrzebie, ani wtedy, gdy zdemolował pokój dziecinny.
    - Spojrzała badawczo, a Stacy kiwnęła głową.
    - Myślałam, że to jego pracownia - powiedziała.
    - Więc tam wciąż jest taki bałagan?
    - Jak na pobojowisku.
    - Odpowiednie określenie. Zwłaszcza że Boyd niemal
    przegrał tę bitwę o swoje zdrowe zmysły.
    - O Boże - szepnęła.
    - Wracałam do domu z pracy, gdy usłyszałam brzęk
    tłuczonego szkła. Martwiłam się o Boyda, więc otworzyłam
    drzwi jego domu kluczem, który dawno temu dała mi Karen. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •