[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znalezć cel. Noah spał spokojnie w swoim łóżeczku, gdy jego mama
zasiadła do komputera, wrzuciła do wyszukiwarki pełne nazwisko J.T. i
oczywiście wyskoczył grubo ponad milion trafień. Kliknęła na pierwszą z
brzegu stronę i zle trafiła, bo to, co przeczytała, rozjuszyło ją prawie do
nieprzytomności.
W ubiegłym miesiącu, gdy miło spędzali czas na meksykańskiej plaży,
jedno z najpopularniejszych pism przyznało mu tytuł
Najseksowniejszego Prezesa Zarządu, w dodatku drugi raz z rzędu!
114
RS
A to drań.
A to łobuz.
Zwyczajny mężczyzna! Też coś.
Następnego dnia, gdy o dziewiątej rano znalazła się na lotnisku w
Houghton z synkiem, bratem i bratową, była zła jak osa. Ponieważ spała
ledwie parę godzin, wysłała Masona na poszukiwanie kawiarni,
przykazując mu, by nie wracał, póki nie przyniesie świeżo parzonej
kawy, tak mocnej, jak to tylko możliwe. I niech Bóg ma go w swojej
opiece, jeśli przyniesie coś rozcieńczonego mlekiem, śmietanką czy ja-
kimś innym białym świństwem.
- A, tu jesteś. Proszę, oto twoja kawa.
Odwróciła się, spodziewając się ujrzeć swego brata, tymczasem przed
nią stał J.T., wyciągając ku niej jednorazowy kubek z kawą niczym fajkę
pokoju. Wyglądał tak samo, jak poprzedniego wieczoru w telewizji, tylko
garnitur miał trochę wygnieciony, krawat rozluzniony i ślad zarostu na
policzkach.
Marnie zdławiła pragnienie, by z radosnym śmiechem rzucić mu się w
ramiona. Zamiast tego wzięła się pod boki i zaczęła indagować:
- Co to za kawa?
- Zwieżo parzona.
- Ze śmietanką?
- Nie, proszę pani. Czarna. Prawdziwa. Taka, jaką Pan Bóg stworzył.
- Hmm... Dziękuję - rzekła łaskawie, wzięła od niego kubek i zasiadła
na jednym z pobliskich foteli niczym królowa przyjmująca audiencję.
Nie jest dobrze, pomyślał J.T. i uśmiechnął się niepewnie do
przyglądającej mu się z wyraznym zainteresowaniem trójki osób -
kobiety, mężczyzny i małego chłopca. Mężczyzna wyciągnął rękę na
powitanie.
- Mason Striker, brat Marnie. A to moja żona Rose.
- A ja jestem Noah. - Chłopiec pociągnął go za rękaw, by zwrócić na
siebie uwagę J.T. - Mam cztery lata. A ty masz przechlapane.
Malec z miejsca ujął go za serce i J.T. poczuł ze zdumieniem, że ma
niemal takiego samego fioła na punkcie tego chłopca, jak na punkcie
115
RS
jego matki. Przykucnął przed nim.
- Myślisz, że będę miał kłopoty? Czemu?
- Mama robi to coś buzią. Ona tak robi, jak ja bardzo na-broję.
J.T. zerknął na Marnie, która rzeczywiście zesznurowała usta tak
mocno, jakby to był wiktoriański gorset.
- Rozumiem. Co mi radzisz?
- Idz i przeproś. - I to pomoże?
Chłopiec przyjrzał mu się z namysłem, a potem wyznał z rozbrajającą
szczerością:
- Nie od razu. Ale to dobry sposób na mamę.
- No to nie ma wyjścia...
- Nie, kochanie, my poczekamy tutaj. - Rose przytrzymała Noaha,
który już ruszał w ślad za J.T.
- Powodzenia! - zawołał Mason, zaś J.T. dałby głowę, że facet
szykował się na niezły ubaw jego kosztem.
Usiadł obok Marnie, która zignorowała go i dalej popijała kawę.
- Smakuje?
- Może być.
- Zaskoczył cię mój widok? Wzruszyła ramionami.
- Nie spytasz, po co przyleciałem do Michigan?
- Nie interesuje mnie to... Jonathanie. - Mimo tej deklaracji obróciła
się gwałtownie i mocno stuknęła go palcem w tors. - Aowca nagród,
akurat! - wrzasnęła tak donośnie, że z tuzin osób obejrzało się w ich
stronę. - Raczej łgarz od siedmiu boleści! Ty nawet nie wiesz, co to jest
prawda.
Faktycznie nie ułatwiała mu zadania. Ale to w końcu była Marnie
LaRue, ona nigdy niczego nie ułatwiała i zawsze mówiła, co myśli. I czy
właśnie nie dlatego przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny koczował
po różnych lotniskach, przeczekując złą pogodę i starając się jakoś
dotrzeć do tej dziury na północy kraju?
Gdy ujrzał Marnie w poczekalni, serce podskoczyło mu z radości.
Pragnął wierzyć, że jakimś cudem wiedziała o jego przylocie, że odgadła
i czekała... Ale widok jej zaciśniętych ust szybko wyprowadził go z błędu.
116
RS
- Wiem, co to jest prawda, tylko chwilę mi zajęło zrozumienie, jaka
ona jest. - Wziął Marnie za rękę i przytrzymał mocno, gdy próbowała się
wyrwać. - A prawda jest taka, że cię kocham.
W ten sposób odsłonił się przed nią zupełnie, nie zostawiając sobie
żadnej ochrony. Marnie zamrugała oczami, zaskoczona, lecz nic nie
powiedziała, za to J.T. dosłyszał, jak Mason mruknął pod nosem:
- Boże, miej w swojej opiece tego nieszczęśnika.
- Kocham cię - powtórzył J.T., tym razem dobitniej.
- Kochasz mnie? -Tak.
- Samobójca - ocenił Mason.
Marnie posłała bratu mordercze spojrzenie, a potem przeniosła
lodowaty wzrok na J.T.
- I ja mam w to uwierzyć po tym, jak mnie okłamałeś w tak prostej
kwestii jak swój zawód?
- Przykro mi, że wprowadziłem cię w błąd. Naprawdę chciałem być
wobec ciebie całkowicie szczery, ale nawet nie wiesz, jak bardzo mi
odpowiadała anonimowość oraz fakt, że lubisz moje towarzystwo ze
względu na mnie samego.
- Czyli to o to ci chodziło z tym byciem zwyczajnym człowiekiem"...
- Właśnie.
- Nie mogłeś przynajmniej wspomnieć, że jesteś zwykłym
człowiekiem, który posiada wartą miliardy firmę komputerową?
J.T. postanowił się trochę podroczyć.
- A czy przez to kochałabyś mnie bardziej czy mniej?
- Przestań.
- Co mam przestać?
- Przestań być taki zadufany w sobie, ty Najseksowniejszy Prezesie
Zarządu!
Skrzywił się.
- To też już wiesz?
- Tak. I gdybym przez ostatnich parę lat była bardziej na bieżąco, na
pewno bym cię w końcu skojarzyła tam w Meksyku.
- Cieszę się, że się tak nie stało.
117
RS
- J.T., zaufanie to podstawa wszystkiego. A ty mi nie zaufałeś.
- Nie, nie tobie, tylko sobie nie ufałem. Kochałem moją byłą żonę, a
tymczasem okazało się, że dla niej od samego początku liczyły się
wyłącznie moje pieniądze. Po rozwodzie nie narzekałem na brak
zainteresowania ze strony kobiet, ale nie miałem żadnej pewności, czy
chodzi im o mnie, czy o moje konto. Każda mogła udawać. - Naraz
parsknął śmiechem. - Wiesz, co spodobało mi się w tobie najbardziej?
- Mmm?
- To, że jesteś szczera aż do bólu.
- Cała Marnie - zgodził się Mason.
- Hej, to prywatna rozmowa! - zawołała do brata. - Masz coś przeciw
temu?
- Nie, skądże. - Mason zwrócił się do J.T. - Kiedy oświadczałem się
Rose, moja siostra wtrącała się przez cały czas.
- W takim razie niech teraz ma za swoje - stwierdził J.T. i zaszokował
wszystkich, klękając przed Marnie na jedno kolano. - Kiedy wyjechałaś z
Meksyku, wiedziałem, że za tobą pojadę, ale musiałem najpierw
zakończyć tę sprawę z Departamentem Sprawiedliwości. Kocham cię,
Marnie LaRue. Jesteś mądra, pogodna, słodka...
- Czy on aby na pewno mówi o mojej siostrze? Rose dała mężowi
sójkę w bok.
- I masz niezły prawy sierpowy.
- O, to na pewno o niej - skomentował Mason i oboje z Rose
uśmiechnęli się szeroko.
- Wyjdziesz za mnie?
Trochę wyzywająco uniosła brodę.
- Co z umową przedślubną? - spytała.
- Nie trzeba żadnej umowy, ufam ci. Wszystko, co mam, należy do
ciebie.
Zaczęło ją dławić w gardle. Jeśli nawet do tej pory miała jeszcze
jakiekolwiek wątpliwości, w tym momencie znikły bez śladu. J.T. ją
naprawdę kochał. Mimo to nie spieszyła się z uśmiechem. Jak
mężczyzna trochę poczeka, to mu dobrze zrobi...
118
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]