Indeks IndeksM345. (Duo) Metcalfe Josie Rodzina Ffrenchow 01 Sen o szczęściuMcKay Emily Gorący Romans Duo 936 Zakochana asystentkaHarper Fiona Romans Duo 1049 Drogocenna jemioła302. DUO Marinelli Carol Australijski milioner0458. DUO James Julia Ĺťycie modelkiDUO Maynard Janice Niechciana namiętnośćWest Anne Gry namić™tnośÂ›ci i biznesuAmanda Young Furtive Liaison (pdf)Baricco Alessandro JedwabPalmer Diana Muzyka miśÂ‚ośÂ›ci
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    całkiem dla siebie nowej: musiał się kimś opiekować.
    Co więcej, za siedem miesięcy miał objąć stałą opieką dziecko i
    wywiązywać się ze wszystkich obowiązków wobec niego: karmić,
    zmieniać pieluszki, pilnować terminów szczepień...
    Ale perspektywa ojcostwa nie napawała go takim lękiem jak obecność
    Shannon pod tym samym dachem. Zaczynał żywić wobec niej uczucia,
    których nie przewidział. Wynajął matkę zastępczą właśnie po to, by się nie
    angażować emocjonalnie w związek z kobietą.
    Shannon sprawiła, że zaczął sobie wyobrażać, jak by to było założyć
    prawdziwą rodzinę, z kobietą, którą by pokochał.
    Dość tych mrzonek! Natychmiast po urodzeniu dziecka Shannon
    pójdzie swoją drogą, a on o niej zapomni. To co do niej czuł, było
    wyłącznie następstwem faktu, że miał zostać ojcem. Miał siedem
    miesięcy, by przekonać samego siebie do tej tezy.
    Obudziwszy się nazajutrz rano, Shannon czuła się o niebo lepiej.
    Minął ból głowy i senność, kaszel też już jej tak nie dokuczał.
    Boso podeszła do drzwi, uchyliła je i nasłuchiwała odgłosów
    obecności Burke'a. Uspokojona ciszą ruszyła do kuchni, by zjeść coś na
    śniadanie. Nagle zamarła.
    Z holu dobiegał ściszony głos komenderujący dwójką ludzi w
    kombinezonach roboczych, którzy zdejmowali z metalowego wózka pół
    tuzina sporych pudeł.
    - Uważajcie. Tam mogą być kruche przedmioty.
    Głos należał do Bishopa. W niebieskiej sportowej koszuli i
    nienagannie skrojonych czarnych spodniach wyglądał jeszcze przystojniej
    niż zwykle, jeśli to możliwe.
    Shannon doszła do wniosku, że chyba ciążę i zmiany hormonalne
    powinna winić za erotyczną fascynację tym mężczyzną, podobnie jak za
    napady apetytu, nudności czy nadwrażliwość piersi.
    - Dzień dobry. - Burke wreszcie ją zauważył. - Mam nadzieję, że cię
    nie obudziliśmy.
    - Skądże. Sądziłam, że jesteś w pracy.
    - Nie chciałem zostawiać cię samej, dopóki się nie zadomowisz.
    Właśnie przywieziono twoje rzeczy. Z chęcią zaniosę je do twojego
    pokoju i pomogę w rozpakowaniu.
    Sądząc z liczby pudeł, musiały zawierać cały jej dobytek. A przecież
    na parę dni wystarczyłaby zmiana odzieży i szczoteczka do zębów.
    - Zbędny trud. Nie zatrzymam się tu na dłużej niż jeden, dwa dni.
    - Zobaczymy - stwierdził łagodnym tonem. Za tragarzami zamknęły
    się drzwi. - A teraz coś zjedzmy. Rano poprosiłem Margaret, żeby kupiła
    najzdrowszą żywność, jaką zdoła znalezć.
    Shannon była zbyt zmęczona i oszołomiona, by zaprotestować, kiedy
    posadził ją na taborecie w lśniącej od czystości kuchni. Postawił przed nią
    szklankę mleka, szklankę soku pomarańczowego i talerz sałatki owocowej.
    - Częstuj się. Ja już jadłem. Teraz podejmę pierwszą w życiu próbę
    przyrządzenia owsianki.
    Rozbawiona obserwowała, z jakim skupieniem Burke studiuje przepis
    na opakowaniu płatków owsianych, a następnie postępuje dokładnie
    według instrukcji. Nie miała serca powiedzieć mu, że gotowanie owsianki
    w mikrofalówce nie jest najszczęśliwszym pomysłem.
    Wyjął miskę z kuchenki i zamieszał parującą zawartość.
    - Mam nadzieję, że lubisz smak brzoskwiniowo-śmietankowy.
    Wydawał mi się zdrowszy niż cynamonowy z cukrem trzcinowym.
    Zrozumiała, że Bishop w układaniu jadłospisu kierował się dobrem
    dziecka. Mleko to wapń, sok pomarańczowy dostarcza kwasu foliowego,
    owoce i warzywa zawierają witaminy i cenne minerały. Nie zamierzała się
    sprzeciwiać.
    - Jakie masz plany na dziś? - zagadnęła, czekając, aż owsianka
    ostygnie.
    - Opiekować się tobą! - Wzruszył ramionami. - Nie wyglądasz jeszcze
    na okaz zdrowia. Zdrzemniesz się na kanapie, a ja rozpakuję twoje rzeczy.
    - Przyjąłeś pod swój dach strasznie kłopotliwego gościa.
    Unikając jej wzroku, przetarł blaty ściereczką i zabrał pustą szklankę
    po soku.
    - Mam nadzieję, że staniesz się tu domownikiem.
    Nie wiedziała co odpowiedzieć. Z rozmowy poprzedniego wieczora
    zorientowała się, że Burke ma nadzieję na jej dłuższy pobyt, nawet przez
    całą ciążę. Ale to niemożliwe. Nawet gdyby się nie miała gdzie zatrzymać,
    perspektywę spędzenia siedmiu miesięcy w apartamencie biznesmena
    uważałaby za chybiony pomysł.
    Będąc realistką, zdawała sobie sprawę, że męski urok Bishopa silnie
    na nią działa. Sądziła, że fascynacja zniknie, jeśli do minimum ograniczy
    kontakty z tym najatrakcyjniejszym kawalerem Chicago.
    Niestety zauroczenie wręcz przybrało na sile. Drętwiała na dzwięk
    dzwonka telefonu, gdyż brzmienie głosu Burke'a wprawiało jej serce w
    szaleńczy rytm. I chociaż rozmowa ograniczała się do pytań o stan
    zdrowia i przebieg ciąży, Shannon mimowolnie doszukiwała się śladów
    zainteresowania jej osobą nie tylko jako matką zastępczą.
    Bała się, że przy stałej obecności Bishopa jej hormony do reszty
    wymkną się spod kontroli.
    - Dokończ śniadanie, a ja tymczasem przeniosę pudła do twojego
    pokoju.
    Wychyliła się na taborecie, aby obserwować, jak sprawnie
    transportuje kolejne kartony. Gdyby sytuacja wyglądała inaczej... Gdyby
    los obsadził ich w innych rolach niż jako pracodawcę i wynajętą matkę
    zastępczą... Gdyby należała do tego kręgu kobiet, w którym obraca się
    Burke...
    Z westchnieniem żalu ruszyła do sypialni. Nie było sensu spierać się z
    Burke'em o długość pobytu. W razie czego mogła z powrotem spakować
    rzeczy i poprosić o odesłanie do swojego mieszkania.
    Zajrzała do pierwszego pudła. Od razu było widać, że pakował je
    mężczyzna. Kobieta nigdy nie wrzuciłaby bezładnie spódnic i bluzek
    razem z butami.
    - Część z tych ubrań trzeba wyprasować, a niektóre też wyprać.
    Zerknął na pogniecioną bluzkę w jej rękach i skrzywił się.
    - Bardzo mi przykro. Powinienem posłać profesjonalistów, a nie
    zdawać się na szofera.
    - Nie szkodzi. Przecież nic się nie zniszczyło. Jeśli masz żelazko,
    mogłabym od razu doprowadzić garderobę do porządku.
    Zmrużył oczy, jakby zobaczył kosmitę.
    - Dopiero co wyszłaś ze szpitala. Na litość boską, nie powinnaś prać
    ani prasować! - Wyrwał jej bluzkę i położył na łóżku. - Wybierz rzeczy
    pogniecione lub brudne, a ja się zajmę resztą.
    - To doprawdy zbyteczne... - Przerwała w pół zdania, widząc jego
    minę. - Będę ci wdzięczna. Dziękuję.
    Posłusznie ułożyła stertę ubrań, starając się ograniczyć do rzeczy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •