[ Pobierz całość w formacie PDF ]
całkiem dla siebie nowej: musiał się kimś opiekować.
Co więcej, za siedem miesięcy miał objąć stałą opieką dziecko i
wywiązywać się ze wszystkich obowiązków wobec niego: karmić,
zmieniać pieluszki, pilnować terminów szczepień...
Ale perspektywa ojcostwa nie napawała go takim lękiem jak obecność
Shannon pod tym samym dachem. Zaczynał żywić wobec niej uczucia,
których nie przewidział. Wynajął matkę zastępczą właśnie po to, by się nie
angażować emocjonalnie w związek z kobietą.
Shannon sprawiła, że zaczął sobie wyobrażać, jak by to było założyć
prawdziwą rodzinę, z kobietą, którą by pokochał.
Dość tych mrzonek! Natychmiast po urodzeniu dziecka Shannon
pójdzie swoją drogą, a on o niej zapomni. To co do niej czuł, było
wyłącznie następstwem faktu, że miał zostać ojcem. Miał siedem
miesięcy, by przekonać samego siebie do tej tezy.
Obudziwszy się nazajutrz rano, Shannon czuła się o niebo lepiej.
Minął ból głowy i senność, kaszel też już jej tak nie dokuczał.
Boso podeszła do drzwi, uchyliła je i nasłuchiwała odgłosów
obecności Burke'a. Uspokojona ciszą ruszyła do kuchni, by zjeść coś na
śniadanie. Nagle zamarła.
Z holu dobiegał ściszony głos komenderujący dwójką ludzi w
kombinezonach roboczych, którzy zdejmowali z metalowego wózka pół
tuzina sporych pudeł.
- Uważajcie. Tam mogą być kruche przedmioty.
Głos należał do Bishopa. W niebieskiej sportowej koszuli i
nienagannie skrojonych czarnych spodniach wyglądał jeszcze przystojniej
niż zwykle, jeśli to możliwe.
Shannon doszła do wniosku, że chyba ciążę i zmiany hormonalne
powinna winić za erotyczną fascynację tym mężczyzną, podobnie jak za
napady apetytu, nudności czy nadwrażliwość piersi.
- Dzień dobry. - Burke wreszcie ją zauważył. - Mam nadzieję, że cię
nie obudziliśmy.
- Skądże. Sądziłam, że jesteś w pracy.
- Nie chciałem zostawiać cię samej, dopóki się nie zadomowisz.
Właśnie przywieziono twoje rzeczy. Z chęcią zaniosę je do twojego
pokoju i pomogę w rozpakowaniu.
Sądząc z liczby pudeł, musiały zawierać cały jej dobytek. A przecież
na parę dni wystarczyłaby zmiana odzieży i szczoteczka do zębów.
- Zbędny trud. Nie zatrzymam się tu na dłużej niż jeden, dwa dni.
- Zobaczymy - stwierdził łagodnym tonem. Za tragarzami zamknęły
się drzwi. - A teraz coś zjedzmy. Rano poprosiłem Margaret, żeby kupiła
najzdrowszą żywność, jaką zdoła znalezć.
Shannon była zbyt zmęczona i oszołomiona, by zaprotestować, kiedy
posadził ją na taborecie w lśniącej od czystości kuchni. Postawił przed nią
szklankę mleka, szklankę soku pomarańczowego i talerz sałatki owocowej.
- Częstuj się. Ja już jadłem. Teraz podejmę pierwszą w życiu próbę
przyrządzenia owsianki.
Rozbawiona obserwowała, z jakim skupieniem Burke studiuje przepis
na opakowaniu płatków owsianych, a następnie postępuje dokładnie
według instrukcji. Nie miała serca powiedzieć mu, że gotowanie owsianki
w mikrofalówce nie jest najszczęśliwszym pomysłem.
Wyjął miskę z kuchenki i zamieszał parującą zawartość.
- Mam nadzieję, że lubisz smak brzoskwiniowo-śmietankowy.
Wydawał mi się zdrowszy niż cynamonowy z cukrem trzcinowym.
Zrozumiała, że Bishop w układaniu jadłospisu kierował się dobrem
dziecka. Mleko to wapń, sok pomarańczowy dostarcza kwasu foliowego,
owoce i warzywa zawierają witaminy i cenne minerały. Nie zamierzała się
sprzeciwiać.
- Jakie masz plany na dziś? - zagadnęła, czekając, aż owsianka
ostygnie.
- Opiekować się tobą! - Wzruszył ramionami. - Nie wyglądasz jeszcze
na okaz zdrowia. Zdrzemniesz się na kanapie, a ja rozpakuję twoje rzeczy.
- Przyjąłeś pod swój dach strasznie kłopotliwego gościa.
Unikając jej wzroku, przetarł blaty ściereczką i zabrał pustą szklankę
po soku.
- Mam nadzieję, że staniesz się tu domownikiem.
Nie wiedziała co odpowiedzieć. Z rozmowy poprzedniego wieczora
zorientowała się, że Burke ma nadzieję na jej dłuższy pobyt, nawet przez
całą ciążę. Ale to niemożliwe. Nawet gdyby się nie miała gdzie zatrzymać,
perspektywę spędzenia siedmiu miesięcy w apartamencie biznesmena
uważałaby za chybiony pomysł.
Będąc realistką, zdawała sobie sprawę, że męski urok Bishopa silnie
na nią działa. Sądziła, że fascynacja zniknie, jeśli do minimum ograniczy
kontakty z tym najatrakcyjniejszym kawalerem Chicago.
Niestety zauroczenie wręcz przybrało na sile. Drętwiała na dzwięk
dzwonka telefonu, gdyż brzmienie głosu Burke'a wprawiało jej serce w
szaleńczy rytm. I chociaż rozmowa ograniczała się do pytań o stan
zdrowia i przebieg ciąży, Shannon mimowolnie doszukiwała się śladów
zainteresowania jej osobą nie tylko jako matką zastępczą.
Bała się, że przy stałej obecności Bishopa jej hormony do reszty
wymkną się spod kontroli.
- Dokończ śniadanie, a ja tymczasem przeniosę pudła do twojego
pokoju.
Wychyliła się na taborecie, aby obserwować, jak sprawnie
transportuje kolejne kartony. Gdyby sytuacja wyglądała inaczej... Gdyby
los obsadził ich w innych rolach niż jako pracodawcę i wynajętą matkę
zastępczą... Gdyby należała do tego kręgu kobiet, w którym obraca się
Burke...
Z westchnieniem żalu ruszyła do sypialni. Nie było sensu spierać się z
Burke'em o długość pobytu. W razie czego mogła z powrotem spakować
rzeczy i poprosić o odesłanie do swojego mieszkania.
Zajrzała do pierwszego pudła. Od razu było widać, że pakował je
mężczyzna. Kobieta nigdy nie wrzuciłaby bezładnie spódnic i bluzek
razem z butami.
- Część z tych ubrań trzeba wyprasować, a niektóre też wyprać.
Zerknął na pogniecioną bluzkę w jej rękach i skrzywił się.
- Bardzo mi przykro. Powinienem posłać profesjonalistów, a nie
zdawać się na szofera.
- Nie szkodzi. Przecież nic się nie zniszczyło. Jeśli masz żelazko,
mogłabym od razu doprowadzić garderobę do porządku.
Zmrużył oczy, jakby zobaczył kosmitę.
- Dopiero co wyszłaś ze szpitala. Na litość boską, nie powinnaś prać
ani prasować! - Wyrwał jej bluzkę i położył na łóżku. - Wybierz rzeczy
pogniecione lub brudne, a ja się zajmę resztą.
- To doprawdy zbyteczne... - Przerwała w pół zdania, widząc jego
minę. - Będę ci wdzięczna. Dziękuję.
Posłusznie ułożyła stertę ubrań, starając się ograniczyć do rzeczy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]