Indeks IndeksBaxter Mary Lynn Prezent dla Joni Gwiazdka miłościLee Katherine Zapisane w gwiazdachMcMahon Barbara Gwiazdy Ĺ›wiecÄ… wszÄ™dzieGwiazda betlejemskaGaskell Elizabeth Panie z CranfordPratchett_Terry_ _MortHaasler Robert Zbrodnie w imieniu ChrystusaDavJ W McKenna Lord of Avalon [EC Aeon] (pdf)1083. Way Margaret Dynastia Rylance'ów 1 KośÂ‚o fortuny
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • limerykarnia.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    dmuchać w kaszę .
    I rzeczywiście, nigdy mu w kaszę nie dmucham, nawet nie próbuję,
    choć i mnie czasem puszczają nerwy. Kiedyś palnąłem nieopatrznie, że
    nie ma ludzi niezastąpionych. W końcu jestem sędzią, przewodniczyłem
    nawet rozprawom w sądach rejonowych.
    Ciągle jednak oblewa mnie zimny pot, kiedy tylko słyszę słowo
     pijak .
    Choć tamtego dnia rano nie miałem jeszcze pojęcia, w co tak
    naprawdę wdepnąłem. Wręcz przeciwnie, po wypiciu filiżanki kawy i obu
    buteleczek wody Vip, kiedy przewertowałem już gazety i uznałem, że nasz
    świat jeszcze całkiem nie przepadł, a jedynie balansuje na skraju
    przepaści, i kiedy oczywiście przejrzałem już listę otrzymanych raportów,
    poczułem, że znowu jestem w życiowej formie, choć poprzedniego
    wieczoru odbyła się męcząca próba chóru i zapadły ostateczne decyzje w
    sprawie rewizyty w Kopenhadze, co wymagało, rzecz jasna, pewnych
    negocjacji. Wstałem zza biurka i stwierdziłem, że nad wąskim klinem
    ulicy Zofii, na bezchmurnym jesiennym niebie przygrzewa już słońce.
    Rozpierała mnie radość życia, nie może więc dziwić, że gdy tak
    stałem przy oknie, rozłożyłem szeroko ramiona i ot tak, na próbę,
    zaintonowałem niezbyt mocnym głosem:
     Jest taka siła w sercu człowieka, siła to droga, siła to święta . Nie
    śpiewałem wcale głośno, a nasza stara kamienica mury ma grube, ale
    przy słowie  święęęta stwierdziłem, że w moim pokoju stoi komisarz
    Palmu i wpatruje się we mnie z nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Tak się
    kiepsko składa, że Palmu nie ma słuchu muzycznego, o głosie nie
    wspominając. Dlatego od czasu do czasu lubi wygłaszać na stronie
    złośliwe komentarze na temat moich prób w chórze.
    To oczywiście z czystej zazdrości, ale kierownik grupy
    dochodzeniowej niekoniecznie lubi wysłuchiwać, że już do śmierci
    pozostanie chórzystą albo że śpiewanie w chórze najlepiej odpowiada
    jego zdolnościom umysłowym. To zrozumiałe, że wiele osób
    pozbawionych głosu uważa śpiewanie w chórze za zajęcie zupełnie
    zbędne, ale ja jestem zdania, że to pasja, która łączy ludzi. Zdarzają się
    mężczyzni o gorszych zainteresowaniach, i to znacznie gorszych.
    Tak czy owak Palmu nie odzywał się słowem, tylko stał i wpatrywał
    się we mnie wzrokiem, który bardzo mi się nie podobał. Dlatego
    postanowiłem odpłacić mu pięknym za nadobne i gdy w geście
    niekwestionowanej oczywistości wyciągnął rękę po leżące na moim
    biurku gazety, zatrzymałem go gestem dłoni i zapytałem:
    - Nie masz co robić, hę?
    Palmu bynajmniej się nie zmieszał.
    - Cwaniak się znalazł - odrzekł. - Starego Palmu dopada
    reumatyzm, a młodym tylko podróże w głowie, do Kopenhagi się
    zachciewa, i kto wie gdzie jeszcze.
    - Gościliśmy tu chór policyjny z Kopenhagi i był to rzeczywiście
    wyborny zespół - odrzekłem gniewnie. - To najzupełniej naturalne, że
    planujemy rewizytę. Tym bardziej że moim zdaniem nie mamy się czego
    wstydzić.
    Po chwili zaś dodałem:
    - A skoro mowa o pracy, na Wzgórzu Obserwatorium wykitował
    jakiś pijak. Pojechałbyś go zidentyfikować, zanim go otworzą? Pewnie
    znajdziesz przy nim jakiś dokument.
    Było to oczywiście świadome upokorzenie. Komisarz od razu
    spokorniał.
    - Się robi, szefie. - Odwrócił się na pięcie i rzeczywiście gotów był
    pojechać. Tym mnie udobruchał. Położyłem mu rękę na ramieniu, a
    drugą podsunąłem gazety.
    - Przestań się dąsać - rzekłem. - Najpierw w spokoju przejrzyj sobie
    prasę. Ktoś z młodych pojedzie pózniej, jak się wyrobi. Nie pali się.
    I tu się pomyliłem. I to bardzo. Ale komisarza też wtedy nic nie
    tknęło.
    - Skąd ta pewność, że to pijak? - Zawsze musiał mieć ostatnie
    słowo.
    - Z raportu - odrzekłem skromnie i z uśmiechem poklepałem leżący
    na moim biurku papier.
    Do południa miałem trochę bieganiny po pokoju, ot, codzienne,
    rutynowe sprawy i rozmowy telefoniczne, nic jednak nie zdołało zmącić
    mojej radości.  Kurier wychodził z drukarni z reguły około południa.
    Tamtego dnia był o godzinę spózniony, ale nie zdążyłem nawet zepsuć
    tym sobie humoru, bo i tak ląduje na moim biurku mniej więcej o drugiej,
    jako przystawka do poobiedniej kawy.
    Zszedłem do naszego bufetu na lunch dopiero około dwunastej
    trzydzieści i aż pisnąłem z radości, widząc przed detektywem Kokkim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •