[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mógł tylko zgadywać, ile odwagi kosztowało ją to wyznanie,
dopuszczenie go do skrywanych myśli i odczuć. Poczuł, że rozpiera go
niepokojąca duma.
- Skoro tak to odczuwasz - odparł - to widocznie dbam o ciebie, i to
bardziej, niż się domyślasz.
I bardziej, niż zamierzał to przyznać sam przed sobą. Bezpieczny świat,
który wokół zbudował, zaczął się nagle rozpadać. Odwrócił wzrok.
Osiągnął chyba punkt, z którego nie ma już odwrotu. Zastanawiał się
gorączkowo, jak zyskać na czasie.
- Nastaw czajnik zaproponował - a ja rozpalę w kominku. Może
upieczemy w nim grzanki?
- Jako dziecko piekłam chleb nad ogniskiem - ucieszyła się. - Masz coś,
na co moglibyśmy nadziać kromki?
- Tak, mam specjalne szpikulce. Zaraz ich poszukam. Wyszedł, by
przynieść ze składziku drewno, i przystąpił do rozpalania kominka.
Pół godziny pózniej zrywał boki ze śmiechu.
- Nie znam nikogo, kto spaliłby kolejno tyle grzanek - bronił się, gdy
Lauren patrzyła na niego wzrokiem bazyliszka.
- To nie moja wina, że chleb ciągle spada - poskarżyła się. - Chciałam
go tylko obrócić, żeby się równo przypiekł.
- No i skończył w ogniu - podsumował Marc. - Który to już raz?
Lauren udała, że zamierza się na niego metalowym szpikulcem.
RS
84
- I tak bym już więcej nie zjadła. Nakarmiłeś mnie wystarczająco
swoimi grzankami.
Oparła się o fotel, stopy w skarpetkach wyciągnęła w kierunku ognia
liżącego grube polana.
Nie włączali górnego światła, w pokoju paliła się tylko lampa obok
fotela. Ogień w kominku w zupełności wystarczał. Teraz, gdy Lauren się
odsunęła, Marc mógł ją niepostrzeżenie obserwować. Starał się zapamiętać
jej twarz oświetloną migotliwym ogniem, złociste włosy, oczy, tak ciepłe i
świetliste jak świeży miód.
Najbardziej chciał utrwalić w pamięci jej uśmiech. Obawiał się, że gdy
wszystko jej wyzna, takiego uśmiechu już nigdy nie zobaczy.
Jakby czytając w jego myślach, Lauren odwróciła się i spojrzała mu
prosto w oczy.
- Opowiedz mi, co ci się przydarzyło w wojsku -poprosiła. - Wszystko -
dodała twardo.
Nadszedł czas, by wyrównać rachunki.
- Byłem lekarzem - oświadczył niemal prowokacyjnym tonem.
Chciała go ponaglić, przypomniała sobie jednak, że on jej nie poganiał.
Postanowiła milczeć i też uzbroić się w cierpliwość.
- Zawsze chciałem zostać lekarzem, nie miałem jednak nawet nadziei, że
rodziców stać będzie na moje studia. Ojciec cierpiał na chroniczne
zapalenie oskrzeli, które wywołało kłopoty z sercem. Niewiele mógł robić,
o pracy zawodowej nie było mowy. Mama musiała się nim zajmować,
pracowała więc jako sprzątaczka w biurach, wieczorami, gdy ojciec spał.
Zostawiała go ze mną.
Lauren odczuła ból. To nie brzmi jak opis szczęśliwego dzieciństwa.
Ona przynajmniej do czternastego roku życia miała sprawnych rodziców.
Problemy zaczęły się dopiero po ich śmierci.
- Opuściłem szkołę, gdy tylko zakończyłem obowiązkową edukację.
Chciałem pomagać mamie. Ojciec jednak zmarł na atak serca, na początku
lata.
- Och, Marc.
Mogła sobie wyobrazić, co przeżywał, gdy jego poświęcenie nic nie
zmieniło. Uznała nagle, że musi mu jakoś dodać otuchy. Nie zastanawiając
się nad konsekwencjami, ujęła go za rękę.
Opowiadając, wpatrywał się w ogień, gdy jednak poczuł jej dłoń, uniósł
przepełnione bólem oczy. Uśmiechnął się nieznacznie i z wdzięcznością
RS
85
ścisnął lekko jej palce. Lauren odebrała to jak największy dar. %7ładen ko-
sztowny prezent nie ucieszyłby jej w tej chwili bardziej.
- Przez całe lato ciężko pracowałem, nie miałem czasu na rozmyślania o
stracie, którą poniosłem. Jesienią jednak mama poprosiła, żebym podjął
naukę i spróbował zdać na medycynę. - Pokręcił głową. - Sprzeciwiłem się,
lecz ona nie ustąpiła. Dostałem się na studia, nie mogłem jednak pozwolić,
żeby zaharowała się na śmierć, utrzymując mnie. Wystąpiłem więc o
przyznanie stypendium sił zbrojnych. W zamian po studiach miałem się
zatrudnić w wojsku.
- Pracowałeś jako lekarz wojskowy do wypadku?
- W zasadzie tak, ale to nie takie proste. Milczał, jakby przygotowując
się do dalszego ciągu opowieści. Lauren poczuła, że ogarnia ją strach.
- Ożeniłem się z Ericą wkrótce po uzyskaniu dyplomu. - Mimo
obojętnego tonu Marca, Lauren odebrała te słowa jak cios. - Niemal od
razu po urodzeniu się Heather musiałem objąć pierwsze stanowisko za
granicą. Zamierzałem pozostawić je obie w Anglii, nie narażać na
niebezpieczeństwo. Erica się nie zgodziła, chciała skorzystać z okazji i
podróżować.
Przeczesał dłonią włosy. Lauren dostrzegła, że ręka mu lekko drży.
Marc nie był tak spokojny, na jakiego starał się wyglądać. Wyczuwała jego
napięcie. Starała się opanować zazdrość, jaka ogarnęła ją, gdy usłyszała o
dziecku.
- Pamiętasz chyba serię zamachów terrorystycznych na bazy wojskowe?
Skinęła głową. Przypomniała sobie szokujące zdjęcia, które oglądała w
telewizji.
- Oczywiście, oznaczało to konieczność stosowania nadzwyczajnych
środków bezpieczeństwa. Erica nie była nimi zachwycona. Mówiła, że
przebywanie za granicą nie ma sensu, skoro siedzi się tylko w czterech
ścianach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]