Indeks IndeksWzdłuż Wisły Dniestru i Zbrucza Wędrówki po GalicjiM345. (Duo) Metcalfe Josie Rodzina Ffrenchow 01 Sen o szczęściuBozena_Nemcova Babicka_od_edulikHobbitFaulkner William WsciekśÂ‚ośÂ›ć‡ i wrzaskDć…baśÂ‚a Jacek Prawo śÂ›mierciDell_Ether_Mary_ _Powiew_wiosny_02_ _Cierniste_róśźeOke Janette MiśÂ‚ośÂ›ć‡ przychodzi śÂ‚agodnie 03 DśÂ‚uga podróśź miśÂ‚ośÂ›ciRoberts Nora Klucze Klucz śÂšwiatśÂ‚aDean R Koontz Moonlight Bay 1 Fear nothing
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Mógł tylko zgadywać, ile odwagi kosztowało ją to wyznanie,
    dopuszczenie go do skrywanych myśli i odczuć. Poczuł, że rozpiera go
    niepokojąca duma.
    - Skoro tak to odczuwasz - odparł - to widocznie dbam o ciebie, i to
    bardziej, niż się domyślasz.
    I bardziej, niż zamierzał to przyznać sam przed sobą. Bezpieczny świat,
    który wokół zbudował, zaczął się nagle rozpadać. Odwrócił wzrok.
    Osiągnął chyba punkt, z którego nie ma już odwrotu. Zastanawiał się
    gorączkowo, jak zyskać na czasie.
    - Nastaw czajnik  zaproponował - a ja rozpalę w kominku. Może
    upieczemy w nim grzanki?
    - Jako dziecko piekłam chleb nad ogniskiem - ucieszyła się. - Masz coś,
    na co moglibyśmy nadziać kromki?
    - Tak, mam specjalne szpikulce. Zaraz ich poszukam. Wyszedł, by
    przynieść ze składziku drewno, i przystąpił do rozpalania kominka.
    Pół godziny pózniej zrywał boki ze śmiechu.
    - Nie znam nikogo, kto spaliłby kolejno tyle grzanek - bronił się, gdy
    Lauren patrzyła na niego wzrokiem bazyliszka.
    - To nie moja wina, że chleb ciągle spada - poskarżyła się. - Chciałam
    go tylko obrócić, żeby się równo przypiekł.
    - No i skończył w ogniu - podsumował Marc. - Który to już raz?
    Lauren udała, że zamierza się na niego metalowym szpikulcem.
    RS
    84
    - I tak bym już więcej nie zjadła. Nakarmiłeś mnie wystarczająco
    swoimi grzankami.
    Oparła się o fotel, stopy w skarpetkach wyciągnęła w kierunku ognia
    liżącego grube polana.
    Nie włączali górnego światła, w pokoju paliła się tylko lampa obok
    fotela. Ogień w kominku w zupełności wystarczał. Teraz, gdy Lauren się
    odsunęła, Marc mógł ją niepostrzeżenie obserwować. Starał się zapamiętać
    jej twarz oświetloną migotliwym ogniem, złociste włosy, oczy, tak ciepłe i
    świetliste jak świeży miód.
    Najbardziej chciał utrwalić w pamięci jej uśmiech. Obawiał się, że gdy
    wszystko jej wyzna, takiego uśmiechu już nigdy nie zobaczy.
    Jakby czytając w jego myślach, Lauren odwróciła się i spojrzała mu
    prosto w oczy.
    - Opowiedz mi, co ci się przydarzyło w wojsku -poprosiła. - Wszystko -
    dodała twardo.
    Nadszedł czas, by wyrównać rachunki.
    - Byłem lekarzem - oświadczył niemal prowokacyjnym tonem.
    Chciała go ponaglić, przypomniała sobie jednak, że on jej nie poganiał.
    Postanowiła milczeć i też uzbroić się w cierpliwość.
    - Zawsze chciałem zostać lekarzem, nie miałem jednak nawet nadziei, że
    rodziców stać będzie na moje studia. Ojciec cierpiał na chroniczne
    zapalenie oskrzeli, które wywołało kłopoty z sercem. Niewiele mógł robić,
    o pracy zawodowej nie było mowy. Mama musiała się nim zajmować,
    pracowała więc jako sprzątaczka w biurach, wieczorami, gdy ojciec spał.
    Zostawiała go ze mną.
    Lauren odczuła ból. To nie brzmi jak opis szczęśliwego dzieciństwa.
    Ona przynajmniej do czternastego roku życia miała sprawnych rodziców.
    Problemy zaczęły się dopiero po ich śmierci.
    - Opuściłem szkołę, gdy tylko zakończyłem obowiązkową edukację.
    Chciałem pomagać mamie. Ojciec jednak zmarł na atak serca, na początku
    lata.
    - Och, Marc.
    Mogła sobie wyobrazić, co przeżywał, gdy jego poświęcenie nic nie
    zmieniło. Uznała nagle, że musi mu jakoś dodać otuchy. Nie zastanawiając
    się nad konsekwencjami, ujęła go za rękę.
    Opowiadając, wpatrywał się w ogień, gdy jednak poczuł jej dłoń, uniósł
    przepełnione bólem oczy. Uśmiechnął się nieznacznie i z wdzięcznością
    RS
    85
    ścisnął lekko jej palce. Lauren odebrała to jak największy dar. %7ładen ko-
    sztowny prezent nie ucieszyłby jej w tej chwili bardziej.
    - Przez całe lato ciężko pracowałem, nie miałem czasu na rozmyślania o
    stracie, którą poniosłem. Jesienią jednak mama poprosiła, żebym podjął
    naukę i spróbował zdać na medycynę. - Pokręcił głową. - Sprzeciwiłem się,
    lecz ona nie ustąpiła. Dostałem się na studia, nie mogłem jednak pozwolić,
    żeby zaharowała się na śmierć, utrzymując mnie. Wystąpiłem więc o
    przyznanie stypendium sił zbrojnych. W zamian po studiach miałem się
    zatrudnić w wojsku.
    - Pracowałeś jako lekarz wojskowy do wypadku?
    - W zasadzie tak, ale to nie takie proste. Milczał, jakby przygotowując
    się do dalszego ciągu opowieści. Lauren poczuła, że ogarnia ją strach.
    - Ożeniłem się z Ericą wkrótce po uzyskaniu dyplomu. - Mimo
    obojętnego tonu Marca, Lauren odebrała te słowa jak cios. - Niemal od
    razu po urodzeniu się Heather musiałem objąć pierwsze stanowisko za
    granicą. Zamierzałem pozostawić je obie w Anglii, nie narażać na
    niebezpieczeństwo. Erica się nie zgodziła, chciała skorzystać z okazji i
    podróżować.
    Przeczesał dłonią włosy. Lauren dostrzegła, że ręka mu lekko drży.
    Marc nie był tak spokojny, na jakiego starał się wyglądać. Wyczuwała jego
    napięcie. Starała się opanować zazdrość, jaka ogarnęła ją, gdy usłyszała o
    dziecku.
    - Pamiętasz chyba serię zamachów terrorystycznych na bazy wojskowe?
    Skinęła głową. Przypomniała sobie szokujące zdjęcia, które oglądała w
    telewizji.
    - Oczywiście, oznaczało to konieczność stosowania nadzwyczajnych
    środków bezpieczeństwa. Erica nie była nimi zachwycona. Mówiła, że
    przebywanie za granicą nie ma sensu, skoro siedzi się tylko w czterech
    ścianach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •