[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– Nie powinieneś uŜywać takich słów – powiedział szeptem Riley.
– Ale ty ich uŜywasz – wytknął mu Jamie.
No tak, ale nie jestem małym chłopcem, pomyślał Riley i dodał po chwili:
– To nie znaczy, Ŝe ty powinieneś tak mówić.
– A czemu nie?
– Dobra, umówmy się: juŜ więcej tak nie powiem.
– Dobra, ja teŜ nie. Uścisnęli sobie dłonie.
Stukpuk, stukpuk. W końcu gwóźdź zaczął się wyginać. Riley wyjął młotek z dłoni chłopca i
naprostował gwóźdź. Z trudem powstrzymał się, by nie wbić go do końca. Oddał młotek. Skąd
wzięła się ta niezwykła cierpliwość? Poczuł jakieś dziwne ciepło.
Czy ojcowie, którzy robią takie rzeczy codziennie, wiedzą, jaki to wielki przywilej patrzeć na
pierwsze niezdarne próby syna? A potem poczuł dziwny ból. Owładnęło nim poczucie straty i
wielka samotność.
Wspólnie ustawili choinkę. Kiedy skończyli, Jamie wyglądał tak, jakby właśnie zdobył
medal olimpijski. A Riley uświadomił sobie, Ŝe właśnie przedłoŜył pragnienia małego obcego
chłopca nad swoje.
– Bardzo pięknie – powiedział, kiwając głową.
Nagle zaczął się zastanawiać, czy nie przekracza niebezpiecznej granicy, czy nie przywiązuje
się zbytnio do tego obcego chłopca. Ciepłe powietrze pachniało świeŜym świerkiem i
popcornem. Po chwili okazało się, Ŝe choinka nie jest zbyt stabilna. Riley postanowił przywiązać
ją dla bezpieczeństwa. Wbił gwóźdź w ścianę i obwiązał pień sznurkiem.
No dobrze, pomyślał, otrzepując ręce. Teraz choinka się nie przewróci, a jego zadanie jest
skończone.
Weszła Beth. Spojrzała na drzewko i skrzyŜowała ręce na piersiach. Próbowała ukryć
uśmiech, lecz bez skutku.
– O co chodzi? – zapytał obronnie.
– O nic. Pomyślałam, Ŝe jest jak w domu – powiedziała. – Zawsze uciekam się do tej
sztuczki ze sznurkiem. Co roku ta sama historia: ja, sznurek i nasza sztuczna choinka.
– Sztuczna choinka – mruknął kpiąco.
Musi się stąd wydostać. Pozwolił, Ŝeby jakaś tam panienka z wielkiego miasta kpiła z jego
umiejętności. PrzecieŜ ta dziewczyna w Ŝyciu nie miała prawdziwego, pachnącego lasem
drzewka.
– Chcesz gorącej czekolady, popcornu?
Chciał, ale wiedział, Ŝe to jest test. Jeśli go nie zda, będzie zgubiony na zawsze.
– Nie, ale dziękuję.
– Proszę, Riley – powiedział Jamie. – Dam ci moje ulubione słodkie pianki.
Drgnął. Słodkie pianki?
– Nie, nie mogę – powiedział z cięŜkim sercem, widząc rozczarowanie na twarzy dziecka. –
Muszę jechać. Rozumiesz, śnieg, trudna droga.
Wszyscy poza Jamiem wiedzieli, Ŝe tak będzie najlepiej. On nie potrafił tego zrozumieć.
– Dziękuję za choinkę – powiedział serdecznie. – I za śniegowe orzełki. I za to, Ŝe mogłem ci
pomóc – dodał po chwili.
Riley widział, Ŝe sprawił mu wielką radość. Spojrzał na Beth. Patrzyła na chłopca. Zobaczył,
jak zmieniają się jej rysy twarzy. Jej twarz złagodniała, stała się cieplejsza. I znowu przyszło mu
do głowy pytanie: jak by to było, gdyby pokochał go ktoś taki jak ona? Musiał stąd uciec. Tutaj
czyhało na niego zbyt wiele pułapek: świąteczne zapachy, Jamie, Beth. Powinien przestać myśleć
o tym, Ŝe zostaną sami na święta. To był ich wybór.
Przypomniał sobie, jak zapytał, czy nie mogliby spędzić świąt gdzie indziej. Twarz Beth nie
wyraŜała wtedy absolutnie nic. Oczywiście, gdyby mieli kogoś bliskiego, rodzinę czekającą na
nich z otwartymi ramionami, nie przyjechaliby tutaj. Byli sami. Odnosił wraŜenie, Ŝe przybyli tu
w poszukiwaniu cudu. Nie potrafił uleczyć ich samotności ani ofiarować im cudu, na który
czekali. Mógł im pomóc, wychodząc teraz, zanim się do nich zbytnio przywiąŜe.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]