Indeks IndeksJakub_Bartoszewski_Filozofia_przyrody,_Kartezjusz_i_porządek_Ĺźycia_społecznego____2010!Jakub Ĺťulczyk ZrĂłb mi jakąś krzywdęJasienica Paweł 05. Ostatnia z roduAnegdoty dziennikarskie Maciej MazurCourths Mahler Jadwiga MaśÂ‚śźeśÂ„ska śÂ‚amigśÂ‚ówkaJerzy Kijewski AteistaCraven Sara śąycie jak teatrKing Lucy Wystawa w Londynie0727. Rose Emilie Zakazana namić™tnośÂ›ć‡Nora Roberts Zagubieni
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Gródku były królicze zwłoki. Nie wiem, czy rozumiecie powagę sprawy. Każą nam ten
    artykuł odszczekać! Ktoś za to zapłaci, ale nie ja! Pluszowy miś i poszatkowane królicze
    zwłoki. Skarpetka, sukienka i królicza tuszka, zezwłok, który można kupić na placu
    Krakowskim za kilkadziesiąt groszy.
    Jakub nie słuchał słownej galopady Mańkiewicza. Widział, jak Wilga robi się
    purpurowa na twarzy i spuszcza wzrok pod stół.
    - Inni jakoś potrafią. Może się więcej starają? - Otworzył im przed nosem informację o
    ucieczce z Kulparkowa niebezpiecznego przestępcy. - Jeśli wam to ułatwi zadanie, zawrzyjcie
    pakt z samym diabłem, tylko błagam, byście mnie nie oszukiwali. Jeszcze trochę, a na tym
    biurku będzie leżało „Diło”, „Morgen”, „Wiek Nowy”, „Gazeta Lwowska” i redagowana
    przez Heschelesa „Chwila”.
    Po pięciu minutach naczelny podziękował im za odwiedziny i dał na drogę
    egzemplarz „Dziennika”, by go sobie gruntownie przestudiowali.
    W sekretariacie de Brie zgarnęła plik depesz ze swojej przegródki i jak niepyszna
    poszła za Sternem.
    - Tak chyba wygląda koniec świata! - powiedziała do zaskoczonego kolegi. -
    Poczęstuj mnie papierosem.
    Jakub podsunął jej paczkę triumfów i wdusił przycisk ronsona. De Brie zaciągnęła się
    łapczywie i zamknęła oczy. Siedziała przybita, nie chcąc oglądać podłego świata. Ile batów
    jeszcze miała otrzymać, by oprzytomnieć? Woda w czajniku dawno wystygła, lecz żadne nie
    ruszyło się, by zrobić kawę.
    Stern nie miał wątpliwości: de Brie była ugotowana! Redaktor z „Dziennika” wytknął
    jej fantazję i nieuctwo. „Obrończyni Żydów, uwikłana w matactwa”. Tekst kończył „paragraf
    aryjski”, jaki należałoby wprowadzić na lwowskich uczelniach.
    Jakub próbował ją pocieszyć. Przyznał, że wiele razy przygotowywał na obiad królika.
    I zawsze, gdy po obdarciu ze skóry porcjował go nożem, bladoróżowe mięso na udach i
    klatka piersiowa przypominały mu kończyny noworodka.
    Nagle odezwał się telefon i de Brie nie musiała już słuchać chorych wyjaśnień kolegi.
    - Witam. Akurat jest przy mnie. Tak, zaraz go poproszę. - Zakryła słuchawkę dłonią i
    wypuściła dym pod sufit. - Dzwoni pan Mosze Halewi.
    - Jest sukces. - Stern usłyszał w słuchawce znajome popiskiwanie.
    - Jaki?
    - By nie zapeszyć, tfu, tfu, mamy, panie redaktorze, nową podejrzaną.
    - Co to za jedna? - Jakub sięgnął po notes.
    - Spokojnie, zaraz pan się wszystkiego po kolei dowiesz. Panna, przed trzydziestką,
    podobno bardzo ładna. Mamusia żywi się czarnym chlebem na Brygidkach, a jej córeczka
    ochoczo przejmuje po niej profesję.
    - Jaką profesję? - Stern spojrzał na Wilgę, która, chcąc nie chcąc, przysłuchiwała się
    rozmowie.
    - Nie taką „fe”, o jakiej pan teraz myślisz - powiedział Mosze rozradowany. - Czy
    pamiętasz pan, panie redaktorze, aferę sprzed kilkunastu lat? - dodał, zawieszając głos.
    - Jaką aferę?
    - No, z aniołkami. Wtedy krążyła fama, że w naszym mieście kwitnie pokątna
    produkcja aniołków.
    - Gipsowe figurki na nagrobki?
    - To nie był dobry szmonces! Przykro mi myśleć i jeszcze przykrzej mówić, że akurat
    pan, redaktor ze sławnej kroniki kryminalnej, tego nie wiesz.
    - Uczysz pan księdza pacierza, panie Halewi? - rzucił Stern do słuchawki rozeźlony. -
    Co to ma wspólnego z naszą sprawą?
    - Ma, i to bardzo dużo! Dziewczynki na podwórku słyszały, jak Lille groził przybranej
    córeczce, że odda ją do... - Halewi chrząknął nerwowo.
    - Gdzie?
    Rozmówca nie odpowiedział.
    - Panie Halewi. - Stern szybko zmienił temat. - Interesuje mnie pacjent, który zbiegł
    niedawno z Kulparkowa. Kto to jest Charewicz? Czy mówi panu coś to nazwisko?
    W słuchawce zaległa cisza, a potem odezwał się irytujący sygnał. Jakub stuknął
    palcem w widełki. Bez efektu. Czekając, aż rozmówca znowu wykręci jego numer, powtórzył
    szybko treść rozmowy Wildze, lecz ta przyjęła jego relację z rezerwą.
    Dokładnie w tym momencie pojawił się wysłannik inspektora Zięby. Policyjny
    technik, przezywany ze względu na wzrost Tomciem Paluchem, głośno wyrecytował
    powitalną formułkę. Potem schował zeszyt krawca do teczki, spojrzał uważnie na
    dziennikarkę i zbiegł po schodach, stukając podkutymi buciorami.
    - Co to za wścibski kurdupel? - zapytała, plując w dłoń tytoniowym wiórkiem.
    - Wysłannik Zięby. Technik śledczy. Specjalista od gnijących ciał i linii papilarnych.
    Geniusz z komendy wojewódzkiej, co zamiast przyrodzenia nosi w rozporku pędzel z
    marabuta.
    - Przestań się mądrzyć - napomniała go. - Widziałeś, jak mi się przyglądał? Boże,
    teraz każdy może mi napluć w twarz!
    - Zdawało ci się.
    - Na kilometr śmierdzi handlem wymiennym. - Nie ustępowała. - Chyba się nie mylę?
    - Powiedzmy, że...
    - Jaką sprzedał ci informację?
    - O sekcji - odpowiedział, jak mógł spokojnie. - Przyznał, że jakieś ciało trafiło na
    kamienny stół do zakładu medycyny sądowej, no, ale obecnie, gdy zespół profesora
    Popielskiego zbadał dokładnie zwłoki...
    - Przestań! - wzburzona rzuciła w Sterna gazetą, lecz ten w porę się uchylił. - Tak,
    dałam się nabrać! Od dwóch tygodni męczył mnie telefonami szef kroniki kryminalnej z
    „Dziennika Polskiego”, Wiktor Leski. Mówił, że widzi mnie w swoim zespole. Pamiętasz
    wczorajszy telefon? Podniosłeś słuchawkę, ale ja nie mam już ochoty na rozmowę z tym
    typem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •