Indeks IndeksMargit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (03) Zaklęty lasWilkinson Lee Noc w Las Vegas 361Artur Morena Czas zatrzymuje się dla umarłychHagan_Patricia_ Zawsze_bede_cie_kochac_472Kuciejczyk Anna MateriaśÂ‚y z jć™zyka angielskiego dla wydziaśÂ‚u lekarskiegoLE Modesitt Recluce 10 Magi'i of Cyador (v1.5)Jack London OpowieśÂ›ci Mórz PoLong Julie Anne Nieuchwytny ksiaze437.Yates Maisey Nad zatokć… San DiegoHolden Kelley Jane The Girl Behind the Glass [nieof]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • raju.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Doprowadzono ich na plac przez wielką, najeżoną lufami bramę pod
    poprzecznym budynkiem. Wałęsające się wokół grupy strażników
    śledziły kpiąco każdy ich krok. Ponad łukiem bramy zauważył Jan
    dwa dobrze sobie znane napisy, nabierające w tym miejscu niesa-
    mowitego znaczenia. Jeden z nich mówił: "Sprawiedliwa czy niespra-
    wiedliwa  moja ojczyzna!". Drugi poniżej: "Każdemu to, co mu się
    należy!". Przyszło mu na myśl, że czymś dziwnym jest wykradanie
    dla takich celów słów obcego narodu i musi napawać wstydem to,
    iż w takim miejscu nadużywane są wielkie i proste słowa królewskie.
    Nie miał jednak czasu na takie rozmyślania. "Do sraczy!" ryknął
    komendant i musieli natychmiast skręcić na placu w lewo, biegiem,
    potem zaś znowu nieruchomo stać w dwuszeregu.
    Tutaj, gdy otrzymywali w darze pierwszą i zarazem ostatnią "lekcję
    dobrego wychowania", próbował Jan pojąć wszystko, co tylko mógł
    ujrzeć i usłyszeć. Stali plecami do placu, na którym odbywały się
    także apele. Widział jedynie długie pasmo zasieków z drutu, niskie
    lewe skrzydło poprzedniego budynku, w głębi natomiast rozrzucony
    Buchenwald. Zasieki stanowiły niski, szeroki pas i były skonstruo-
    wane jak kozły hiszpańskie (na ten właśnie pas rzucali się zazwyczaj
    ci, którzy chcieli w ten sposób położyć kres swemu życiu  strażnicy
    zabijali ich potem z bliskiej odległości, chociaż o ucieczce takiego
    wiszącego na drutach nie mogło być mowy). Za pasem zasieków
    wyrastał wysoki mur naładowany elektrycznością drutów kolczas-
    tych, obrzeżony lampami i przerywany wysokimi drewnianymi
    wieżami, na których stały posterunki z karabinami maszynowymi.
    52 Ernst Wiechert - Las umarłych
    Przekład Edward Martuszewski
    +++ http://www.ernst-wiechert.de
    +++
    Bogdan Dumala -> Berlin
    +++ kontakt@ernst-wiechert.de
    +++
    http://www.ernst-wiechert.de
    +++
    +++ http://www.ernst-wiechert.de
    +++
    Bogdan Dumala -> Berlin
    +++ kontakt@ernst-wiechert.de
    +++
    http://www.ernst-wiechert.de
    +++
    Z tego miejsca wzrok schodził na niskie skrzydło zabudowań. Część
    środkowa z wieżą, ponad bramą, obsadzona była przez trzy
    posterunki z karabinami maszynowymi i wyposażona w osiem lub
    dziesięć reflektorów, które ślepymi oczyma wpatrywały się w obóz.
    Niskie skrzydło, dochodzące niemal do tego punktu obserwacyjnego,
    posiadało jedynie zakratowane okna. Było ich dwanaście lub trzynaś-
    cie, jedno obok drugiego. Po tamtej stronie zapewne tyle samo. Były
    to "bunkry", wybetonowane jamy, o których Jan miał jeszcze usłyszeć.
    Wrzucano do nich przy odpowiedniej okazji uwięzionych. Część z
    nich  na ogół większa  zawsze była wypełniona wartownikami z
    oddziałów SS, którzy okazali się nie dość godni swego munduru i
    zadań przed nimi postawionych.
    Przez cały czas, gdy tak stali  ponownie przez dwie godziny  z
    jednego z bunkrów wydobywał się dziki, skamlący, nieartykułowany
    głos jakiegoś szaleńca, zamkniętego razem z ewangelickim księdzem.
    Z innego znów dochodziły twarde odgłosy spadających ciosów oraz
    nieludzkie krzyki i jęki poniewieranych. Ponad tym wszystkim
    rozciągało się wysokie, błękitne niebo z białymi chmurami, które bez-
    szelestnie przesuwały się nad jasną zielenią bukowych wierzchołków.
    Tymczasem syn pastora udzielał "wstępnej instrukcji". Kto zbliży się
    do zasieków na odległość trzydziestu metrów  będzie "odstrzelony".
    Kto nie posłucha rozkazu  będzie "odstrzelony". Kto podczas pracy
    zbliży się do posterunku wartowniczego na odległość sześciu metrów
     będzie "odstrzelony". Jeśli w jakimś baraku wybuchnie w nocy
    pożar, nie wolno opuszczać płonącego pomieszczenia, a ogień
    wszystkich karabinów maszynowych zostanie skierowany na ten
    barak. Przedstawiając te zasady podchodził do któregoś z więzniów,
    uderzał go po twarzy lub kopał nogami, ponieważ nie odpowiadała
    mu twarz lub postawa zaczepionego.
    Jan nie spuszczał z niego wzroku. Był to szczupły człowiek w wieku
    około dwudziestu lat, o gładkiej twarzy bez wyrazu, odznaczającej
    się sztuczną pychą, jaką zazwyczaj okazują młodzi ludzie mogący
    rozkazywać. Wyróżniał się tym tylko, że wypinał nieco tułów do
    Ernst Wiechert - Las umarłych 53
    Przekład Edward Martuszewski
    +++ http://www.ernst-wiechert.de
    +++
    Bogdan Dumala -> Berlin
    +++ kontakt@ernst-wiechert.de
    +++
    http://www.ernst-wiechert.de
    +++
    +++ http://www.ernst-wiechert.de
    +++
    Bogdan Dumala -> Berlin
    +++ kontakt@ernst-wiechert.de
    +++
    http://www.ernst-wiechert.de
    +++
    przodu, toteż wyglądał, jakby był przy nadziei, a jego nader jasny
    głos przypominał głos piszczącego zająca. Z lekka komiczny wygląd
    ulegał jednak gruntownej przemianie pod wpływem przepastnej, zim-
    nej pogardy, jaką nacechowane były jego postawa i sposób mówienia.
    Jan stwierdził to pózniej u niemal wszystkich przełożonych w tym
    obozie. Odnosiło się wrażenie, że depczą przywleczonych tu siedem
    lub osiem tysięcy ofiar nawet nie jak bydło, ale jak cuchnące nie-
    czystości. Jan nigdy nie usłyszał z ust tego syna pastora innych słów
    pod ich adresem, jak tylko "gnojki" i "wieprze". Z tego, co opowiadał
    Karol wynikało, że w Dachau analogiczny epitet brzmiał "gówniarze".
    Wskazywałoby to na pewne ujednolicenie światopoglądowe.
    Trudno opisać wrażenie, jakiego doznał Jan od momentu przybycia
    do obozu. Nie było to chyba uczucie przerażenia, skonfundowania,
    czy tępego oszołomienia. Było to raczej odczucie powiększającego się
    zimna, które coraz bardziej rozchodziło się z pewnego miejsca w jego
    wnętrzu, aż w końcu całkowicie wypełniło go jako człowieka.
    Odnosił wrażenie, że całe dotychczasowe życie i cały jego świat
    ulegały zamrożeniu. Jakby mógł teraz, niby spod przenikliwej
    pokrywy lodowej, patrzeć jedynie na coś całkowicie odległego. W tej
    dali bezgłośnie i nierealnie poruszały się postacie jego dotychczaso-
    wego życia, kochani przez niego ludzie, jego książki, nadzieje i plany.
    Wszystko to było już napiętnowane śmiercią, skazane na zepsucie,
    pozbawione sensu w świecie, w którym panowali tacy, jak ten syn
    pastora. Czuł, jak lodowate zimno niszczy jego marzenia, jak mróz
    łamie łodygi kwiatów, jak przez wizerunek Boga przebiega pęknięcie,
    które się nigdy nie zablizni, jak bez szmeru, potwornie wyrasta przed
    nim tylko i wyłącznie coś, co przedtem chętnie by ozdobił, przybrał
    marzeniami i pragnieniami  naga, bezlitosna rzeczywistość, oblicze
    takiego człowieka, jakim staje się on po otrzymaniu władzy, po zdję-
    ciu z niego pęt i po zmięciu go w to, co się nazywa "masą".
    Takie właśnie rozeznanie zabrał z sobą w swe przyszłe życie.
    54 Ernst Wiechert - Las umarłych
    Przekład Edward Martuszewski
    +++ http://www.ernst-wiechert.de
    +++
    Bogdan Dumala -> Berlin
    +++ kontakt@ernst-wiechert.de
    +++
    http://www.ernst-wiechert.de
    +++
    +++ http://www.ernst-wiechert.de
    +++
    Bogdan Dumala -> Berlin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •