[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Doprowadzono ich na plac przez wielką, najeżoną lufami bramę pod
poprzecznym budynkiem. Wałęsające się wokół grupy strażników
śledziły kpiąco każdy ich krok. Ponad łukiem bramy zauważył Jan
dwa dobrze sobie znane napisy, nabierające w tym miejscu niesa-
mowitego znaczenia. Jeden z nich mówił: "Sprawiedliwa czy niespra-
wiedliwa moja ojczyzna!". Drugi poniżej: "Każdemu to, co mu się
należy!". Przyszło mu na myśl, że czymś dziwnym jest wykradanie
dla takich celów słów obcego narodu i musi napawać wstydem to,
iż w takim miejscu nadużywane są wielkie i proste słowa królewskie.
Nie miał jednak czasu na takie rozmyślania. "Do sraczy!" ryknął
komendant i musieli natychmiast skręcić na placu w lewo, biegiem,
potem zaś znowu nieruchomo stać w dwuszeregu.
Tutaj, gdy otrzymywali w darze pierwszą i zarazem ostatnią "lekcję
dobrego wychowania", próbował Jan pojąć wszystko, co tylko mógł
ujrzeć i usłyszeć. Stali plecami do placu, na którym odbywały się
także apele. Widział jedynie długie pasmo zasieków z drutu, niskie
lewe skrzydło poprzedniego budynku, w głębi natomiast rozrzucony
Buchenwald. Zasieki stanowiły niski, szeroki pas i były skonstruo-
wane jak kozły hiszpańskie (na ten właśnie pas rzucali się zazwyczaj
ci, którzy chcieli w ten sposób położyć kres swemu życiu strażnicy
zabijali ich potem z bliskiej odległości, chociaż o ucieczce takiego
wiszącego na drutach nie mogło być mowy). Za pasem zasieków
wyrastał wysoki mur naładowany elektrycznością drutów kolczas-
tych, obrzeżony lampami i przerywany wysokimi drewnianymi
wieżami, na których stały posterunki z karabinami maszynowymi.
52 Ernst Wiechert - Las umarłych
Przekład Edward Martuszewski
+++ http://www.ernst-wiechert.de
+++
Bogdan Dumala -> Berlin
+++ kontakt@ernst-wiechert.de
+++
http://www.ernst-wiechert.de
+++
+++ http://www.ernst-wiechert.de
+++
Bogdan Dumala -> Berlin
+++ kontakt@ernst-wiechert.de
+++
http://www.ernst-wiechert.de
+++
Z tego miejsca wzrok schodził na niskie skrzydło zabudowań. Część
środkowa z wieżą, ponad bramą, obsadzona była przez trzy
posterunki z karabinami maszynowymi i wyposażona w osiem lub
dziesięć reflektorów, które ślepymi oczyma wpatrywały się w obóz.
Niskie skrzydło, dochodzące niemal do tego punktu obserwacyjnego,
posiadało jedynie zakratowane okna. Było ich dwanaście lub trzynaś-
cie, jedno obok drugiego. Po tamtej stronie zapewne tyle samo. Były
to "bunkry", wybetonowane jamy, o których Jan miał jeszcze usłyszeć.
Wrzucano do nich przy odpowiedniej okazji uwięzionych. Część z
nich na ogół większa zawsze była wypełniona wartownikami z
oddziałów SS, którzy okazali się nie dość godni swego munduru i
zadań przed nimi postawionych.
Przez cały czas, gdy tak stali ponownie przez dwie godziny z
jednego z bunkrów wydobywał się dziki, skamlący, nieartykułowany
głos jakiegoś szaleńca, zamkniętego razem z ewangelickim księdzem.
Z innego znów dochodziły twarde odgłosy spadających ciosów oraz
nieludzkie krzyki i jęki poniewieranych. Ponad tym wszystkim
rozciągało się wysokie, błękitne niebo z białymi chmurami, które bez-
szelestnie przesuwały się nad jasną zielenią bukowych wierzchołków.
Tymczasem syn pastora udzielał "wstępnej instrukcji". Kto zbliży się
do zasieków na odległość trzydziestu metrów będzie "odstrzelony".
Kto nie posłucha rozkazu będzie "odstrzelony". Kto podczas pracy
zbliży się do posterunku wartowniczego na odległość sześciu metrów
będzie "odstrzelony". Jeśli w jakimś baraku wybuchnie w nocy
pożar, nie wolno opuszczać płonącego pomieszczenia, a ogień
wszystkich karabinów maszynowych zostanie skierowany na ten
barak. Przedstawiając te zasady podchodził do któregoś z więzniów,
uderzał go po twarzy lub kopał nogami, ponieważ nie odpowiadała
mu twarz lub postawa zaczepionego.
Jan nie spuszczał z niego wzroku. Był to szczupły człowiek w wieku
około dwudziestu lat, o gładkiej twarzy bez wyrazu, odznaczającej
się sztuczną pychą, jaką zazwyczaj okazują młodzi ludzie mogący
rozkazywać. Wyróżniał się tym tylko, że wypinał nieco tułów do
Ernst Wiechert - Las umarłych 53
Przekład Edward Martuszewski
+++ http://www.ernst-wiechert.de
+++
Bogdan Dumala -> Berlin
+++ kontakt@ernst-wiechert.de
+++
http://www.ernst-wiechert.de
+++
+++ http://www.ernst-wiechert.de
+++
Bogdan Dumala -> Berlin
+++ kontakt@ernst-wiechert.de
+++
http://www.ernst-wiechert.de
+++
przodu, toteż wyglądał, jakby był przy nadziei, a jego nader jasny
głos przypominał głos piszczącego zająca. Z lekka komiczny wygląd
ulegał jednak gruntownej przemianie pod wpływem przepastnej, zim-
nej pogardy, jaką nacechowane były jego postawa i sposób mówienia.
Jan stwierdził to pózniej u niemal wszystkich przełożonych w tym
obozie. Odnosiło się wrażenie, że depczą przywleczonych tu siedem
lub osiem tysięcy ofiar nawet nie jak bydło, ale jak cuchnące nie-
czystości. Jan nigdy nie usłyszał z ust tego syna pastora innych słów
pod ich adresem, jak tylko "gnojki" i "wieprze". Z tego, co opowiadał
Karol wynikało, że w Dachau analogiczny epitet brzmiał "gówniarze".
Wskazywałoby to na pewne ujednolicenie światopoglądowe.
Trudno opisać wrażenie, jakiego doznał Jan od momentu przybycia
do obozu. Nie było to chyba uczucie przerażenia, skonfundowania,
czy tępego oszołomienia. Było to raczej odczucie powiększającego się
zimna, które coraz bardziej rozchodziło się z pewnego miejsca w jego
wnętrzu, aż w końcu całkowicie wypełniło go jako człowieka.
Odnosił wrażenie, że całe dotychczasowe życie i cały jego świat
ulegały zamrożeniu. Jakby mógł teraz, niby spod przenikliwej
pokrywy lodowej, patrzeć jedynie na coś całkowicie odległego. W tej
dali bezgłośnie i nierealnie poruszały się postacie jego dotychczaso-
wego życia, kochani przez niego ludzie, jego książki, nadzieje i plany.
Wszystko to było już napiętnowane śmiercią, skazane na zepsucie,
pozbawione sensu w świecie, w którym panowali tacy, jak ten syn
pastora. Czuł, jak lodowate zimno niszczy jego marzenia, jak mróz
łamie łodygi kwiatów, jak przez wizerunek Boga przebiega pęknięcie,
które się nigdy nie zablizni, jak bez szmeru, potwornie wyrasta przed
nim tylko i wyłącznie coś, co przedtem chętnie by ozdobił, przybrał
marzeniami i pragnieniami naga, bezlitosna rzeczywistość, oblicze
takiego człowieka, jakim staje się on po otrzymaniu władzy, po zdję-
ciu z niego pęt i po zmięciu go w to, co się nazywa "masą".
Takie właśnie rozeznanie zabrał z sobą w swe przyszłe życie.
54 Ernst Wiechert - Las umarłych
Przekład Edward Martuszewski
+++ http://www.ernst-wiechert.de
+++
Bogdan Dumala -> Berlin
+++ kontakt@ernst-wiechert.de
+++
http://www.ernst-wiechert.de
+++
+++ http://www.ernst-wiechert.de
+++
Bogdan Dumala -> Berlin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]