[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chiwaæ szabl¹ i ¿¹daæ, ¿eby siê broni³. A tak to siê wygada i uspokoi.
Te¿ przecie¿ swoje przesz³a& A jak siê nie uspokoi, to trzeba bê-
dzie podci¹æ jej te zgrabne nó¿ki, powaliæ nieszczêsn¹ na ziemiê,
przycisn¹æ do ziemi rêkê z krzyw¹ szabl¹, wyrwaæ szabelkê z d³oni,
gdzie, bez wzglêdu na to, co Conan w³aSnie us³ysza³, nie jest jej
miejsce, zwi¹zaæ Slicznotce nadgarstki jej w³asnym rzemieniem, tym,
który wi¹¿e w³osy, a ³ydki pasem, noszonym na w¹skiej talii. I wte-
dy zostawi j¹ w tych krzakach i jakoS bêdzie musia³a poradziæ sobie
sama, skoro z niej taka nieugiêta wojowniczka.
& a ju¿ na pewno ¿adna kobieta nie za³o¿y³aby takiego brzyd-
kiego i niewygodnego he³mu, jaki ty wsadzi³eS sobie na g³owê.
He³m? wpad³ jej w s³owo Conan. Jaki znowu he³m?
Ten, który masz na tej swojej ³epetynie wielkoSci niemowlê-
cej piêSci! odpowiedzia³a z rozdra¿nieniem kobieta.
Cymmerianin nic nie rozumiej¹c, podniós³ rêkê do g³owy i
rzeczywiScie! namaca³ nie znany mu przedmiot, zimny, metalowy
ko³pak, zakrywaj¹cy g³owê od karku do nosa, od jednej skroni do
drugiej. Z dziwn¹, niezrozumia³¹ niechêci¹ barbarzyñca Sci¹gn¹³
6 Conan i prorok ciemnoSci 81
z g³owy br¹zowy he³m i obejrza³ go, jakby widzia³ go po raz pierw-
szy. Kunsztowna robota, nie ma co mocny, maj¹cy wytrzymaæ ciê-
cie mieczem czy toporem grzebieñ, wytrzyma³e, ozdobione grawe-
runkiem ochraniacze, os³aniaj¹ce policzki, gruby, ale gustowny trzon,
chroni¹cy oczy i nos przed uderzeniem&
Sk¹d on go ma?& Conan przypomnia³ sobie, jak w ogniu walki
z demonicznym gladiatorem zdo³a³ zerwaæ he³m z martwego cia³a
i& i& , ale jak on znalaz³ siê na jego g³owie, barbarzyñca nie wie-
dzia³. I nie dane mu by³o przypomnieæ sobie.
Cicho! K³adx siê! Cymmerianin popar³ swój wSciek³y szept
gwa³townym ruchem rêki, ka¿¹c gadatliwej kobiecie po³o¿yæ siê na
trawiê.
Barbarzyñca s³ucha³ przemowy groxnej Amazonki, mySla³ przy
tym o najró¿niejszych sprawach, ale jednoczeSnie ani na chwilê nie
os³abi³ czujnoSci i zauwa¿a³ nawet najl¿ejsze szmery i ruch.
Siadaj, ¿eby ciê! Mamy goSci.
Conan wskaza³ rêk¹ dom& I, sam tego nie zauwa¿aj¹c, znowu
za³o¿y³ na g³owê nieszczêsny he³m.
Nas³uchuj¹c i wpatruj¹c siê w przeSwity w liSciach, kobieta zo-
baczy³a to, co ju¿ wczeSniej zauwa¿y³ jej towarzysz. Od budynku
oderwa³a siê i sz³a w ich kierunku ludzka postaæ. Amazonka przy-
siad³a na piêtach. Uciekinierzy przygl¹dali siê id¹cemu cz³owieko-
wi. By³ to wysoki, bardzo chudy, niezgrabny i niechlujnie odziany
mê¿czyzna. Po jego twarzy b³¹dzi³ uSmiech, w jednej rêce trzyma³
du¿y gliniany dzban z w¹sk¹ szyjk¹, w drugiej kubek. Pewnym kro-
kiem zmierza³ do ich kryjówki.
Chcia³em poczekaæ tutaj do nocy szept Conana tak by³ wy-
liczony, ¿eby dotrzeæ tylko do uszu kobiety, dla której by³ przezna-
czony i nie wydostaæ siê dalej nawet na palec. A wtedy wszed³bym
do domu i trochê siê tam pokrêci³. Mam w tej dziedzinie pewne do-
Swiadczenie. Znalaz³bym coS do jedzenia, do picia, mo¿e jakieS odzie-
nie. Przyda³oby siê przebraæ w miejscowe szmatki, bo w tych zbro-
jach za bardzo siê wyró¿niamy. A teraz, zdaje siê, ¿e na mySliwego
napada zwierz. JeSli ten z dzbankiem wlezie w krzaki, to szybko siê
dowiemy, gdzie oni tam co trzymaj¹, gdzie&
Cymmerianin umilk³, przy³o¿y³ palec do ust, daj¹c do zrozumie-
nia pragn¹cej coS powiedzieæ kobiecie, ¿e nadesz³a pora absolutne-
go milczenia. Nieproszony goSæ by³ coraz bli¿ej i nie mia³ zamiaru
82
zmieniæ kursu. Conan szybko oceni³ gêstwinê ukrywaj¹cych ich krze-
wów i znalaz³ wSród ga³êzi przeSwit, z którego najwidoczniej ko-
rzystali szukaj¹cy na polance odosobnienia. JeSli cz³owiek ze dzba-
nem wejdzie w krzaki, to na pewno têdy. Barbarzyñca przesun¹³ siê,
¿eby nie zostaæ odkrytym przed czasem. JeSli tylko ten cz³owiek tu
wejdzie&
Cz³owiek wszed³.
XI
I wtedy, Wielki Mistrzu, spiesz¹c siê ogromnie wróciliSmy,
¿eby donieSæ ci, co zdarzy³o siê na arenie i czego Swiadkami byli-
Smy zakoñczy³ swoj¹ opowieSæ Vellach, mê¿czyzna w szatach ka-
p³ana Niewiadomego, obecny na trybunach areny w czasie walki ty-
tanów.
Razem ze swoj¹ towarzyszk¹ Minoli¹ sta³ w ogromnej podziem-
nej sali, kszta³tem przypominaj¹cej czarê Sciany wokó³ okr¹g³ej,
ozdobionej mozaik¹ pod³ogi, p³ynnie rozszerza³y siê ku sufitowi,
skrytemu w dymie pal¹cych siê kadzide³. Stamt¹d, z niewidocznego
sufitu, zwisa³y lSni¹ce kwarcem, gigantyczne stalaktyty, a ku nim z po-
d³ogi wybrzusza³y siê olbrzymie stalagmity, przypominaj¹ce zêby
cyklopa.
Z zewn¹trz na wpó³ zburzony klasztor móg³ siê wydawaæ nie-
wtajemniczonemu widzowi wprawdzie ogromn¹ i z³owieszcz¹, ale
przede wszystkim zmêczon¹ i wymagaj¹c¹ remontu budowl¹. W Srod-
ku wygl¹da³ zupe³nie inaczej. Co prawda, niewtajemniczony widz
nigdy by siê o tym nie przekona³ kap³ani Niewiadomego nie wpusz-
czali nikogo obcego do wnêtrza klasztoru. A g³êboko pod fundamen-
tem kry³ siê zupe³nie inny klasztor, ogromny, nieprzystêpny, z labi-
ryntem korytarzy, mnóstwem ogromnych sal, przestronnymi celami
i niszami, przeznaczonymi specjalnie do odosobnienia i modlitw. Kto
i kiedy wyku³ w skale te podziemia, czy sta³o siê to niedawno, czy
te¿ na d³ugo przed przybyciem kap³anów, którzy pojawili siê tu bez
ma³a trzysta lat temu nie wiedzia³ nikt.
Kap³ani zwali siê braæmi Zakonu Dnia Ostatniego.
PoSrodku sali, gdzie stali Vellach i Minolia, wznosi³ siê tron,
wydr¹¿ony w ciele stalagmitu. U jego podnó¿a spokojnie szemra³a
niewielka fontanna. Ale to nie woda wype³nia³a j¹ ¿yciem, lecz sub-
83
stancja przypominaj¹ca zimny p³ynny ogieñ. Jego jaskrawe, mieni¹-
ce siê Swiat³o oSwietla³o ca³¹ salê.
Przez jakiS czas w sali panowa³a pe³na napiêcia cisza, zak³Ã³ca-
na tylko szmerem magicznego xróde³ka. Wreszcie, ze skrytych w cie-
niu g³êbin tronu wychyli³a siê postaæ w bia³ej szacie cz³onków zako-
nu. Kaptur, tak jak i u przybyszów, by³ odrzucony, albowiem bracia
nie maj¹ powodu, by kryæ przed sob¹ swoje twarze. Odblask p³ynne-
go ognia podSwietla³ z do³u twarz kap³ana, nadaj¹c mu z³owieszczy
wygl¹d. Mistrz przemówi³ i jego g³os, spokojny, równomierny, lek-
ko schrypniêty, rozbrzmia³ echem pod sklepieniem sali:
JesteScie pewni, ¿e to by³ ten sam He³m?
Tak, Wielki Orlandarze odpowiedzia³ bez wahania Vellach.
¯adnych w¹tpliwoSci.
Oprócz tego oboje doskonale widzieliSmy czarne Swiat³o,
o którym jest mowa w przepowiedniach doda³a Minolia.
Tak Mistrz znowu zatopi³ siê w cieniu swojego tronu. Opo-
wiedzcie mi jeszcze raz, jak zakoñczy³a siê walka.
Gdy pierwszy olbrzym upad³, drugi usiad³ mu na piersi i za-
cz¹³ ok³adaæ go piêSciami. ¯aden cz³owiek nie wytrzyma³by nawet
jednego tak silnego uderzenia, ale ten, który nosi³ He³m, bardzo d³u-
go wytrzyma³ ten grad ciosów i przez ca³y czas próbowa³ siê wy-
rwaæ. Ale potem ucich³ i, s¹dz¹c po u³o¿eniu cia³a, umar³. Wtedy
drugi wsta³ i zerwa³ z g³owy pokonanego He³m&
Nie poprawi³a go Minolia. Najpierw zdj¹³ He³m, a dopie-
ro potem wsta³.
To nieistotne. Zdj¹³ He³m uniós³ go nad g³ow¹ i zakrzycza³.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]