[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Oczywiście - odparł Hopkins. - Odpowiednia kuracja
antybiotykowa powinna to zwalczyć. Nie z dnia na dzień, ale
zapewniam panią, że zdołamy go wyleczyć.
Poczuła czyjąś rękę na ramieniu, więc odwróciła twarz i jej
załzawione oczy napotkały wzrok Lewisa.
- Trzymaj się! - szepnął. - Trefor nie powinien cię widzieć
w takim stanie.
To prawda! Gdzie się podział jej optymizm, jaki zawsze oka
zywała pacjentom? Zdobyła się na blady uśmiech.
- Trefor nie zobaczy mnie z takÄ… minÄ…. ObiecujÄ™!
- Znakomicie! Azy zostaw na potem, kiedy wrócisz do domu.
Pogadamy, zgoda? Najwyższy czas, nie sądzisz?
Ze Swanton wracali do Dynas osobno. Lewis zdążył na popołu
dniowy dyżur, natomiast Eryl trochę się spózniła, bo odwoziła panią
Pugh. Jednakże mimo póznej pory, przed wezwaniem pierwszego
pacjenta siedziała chwilę sama, usiłując uporządkować myśli. Od
kąd Lewis odezwał się do niej dziś w Swanton, znajdowała się
w stanie dziwnego rozmarzenia, którego mimo najlepszych chęci
nie umiała przezwyciężyć. Wyobraznia podsuwała jej fantastyczne
MIAOZ I UPRZEDZENIE 113
myśli i nadzieje, wprawiając ją na zmianę w radosne uniesienie,
to znów złość na własną naiwność i głupotę.
Czekało na nią dziś wyjątkowo dużo pacjentów, w większości
uskarżających się na lekkie dolegliwości. Starając się każdemu
z nich poświęcić należną uwagę, słuchała opowieści o przewle
kłych podrażnieniach gardła, przeziębieniach i lekkich bólach
głowy, na które wystarczyło zapisać aspirynę. W miarę upływu
kwadransów i godzin wizja rozmowy z Lewisem stawała się co
raz mniej realna.
Jednakże pod koniec dyżuru zdarzyło się coś, co uważała za
rzecz niewyobrażalną w Dynas, chociaż Trefor ją o takiej możli
wości ostrzegał. Do gabinetu wkroczyła młoda kobieta z syn
kiem, którego buzia była usiana krostami, świadczącymi o ospie
wietrznej. Przeglądając szybko dane obojga, Eryl zorientowała
się, że matka tuż przed chorobą Trefora była u niego z wizytą
z powodu kłopotów z gardłem, natomiast Lewis odwiedzał ma
Å‚ego w domu.
- Proszę pani - zaczęła Eryl, patrząc surowo na młodą matkę
- to bardzo nieroztropnie, że przyprowadziła pani z sobą Ja
mie'ego. Zdaje pani sobie chyba sprawę, że jego choroba jest
bardzo zarazliwa. Dopóki wypryski nie wyschną i nie pokryją
się strupkami, należy dziecko izolować!
- A co miałam robić? Nie miałam go z kim zostawić, a mu
siałam przyjść, bo gardło tak mnie boli, że nie mogę już dłużej
wytrzymać - odparła kobieta.
- Czy mąż nie może się zająć dzieckiem?
- Jestem panną - burknęła kobieta. - Jego ojciec dawno dał
nogÄ™.
Eryl lekko się stropiła, a jednocześnie poczuła przypływ
współczucia dla samotnej matki. Wszak sama omal nie znalazła
siÄ™ w identycznej sytuacji.
- A pani matka? Czy nie mogłaby zostać z synem, kiedy pani
musi coś załatwić?
114 MIAOZ I UPRZEDZENIE
- Jeśli chce pani wiedzieć, to moja kochana mamusia dała
nogę z ojcem Jamie'ego! - Kobieta parsknęła śmiechem, patrząc
jednak na Eryl takim wzrokiem, jakby to ona była wszystkiemu
winna. - Mogłaby mieć w swoim wieku więcej rozumu!
Eryl nie wierzyła własnym uszom. W Birmingham historie
tego rodzaju były na porządku dziennym, ale żeby w cichym
Dynas? Zaraz jednak wspomniała własną historię i uświadomiła
sobie, że ludzmi wszędzie i zawsze miotają te same namiętności
i pokusy.
- Serdecznie pani współczuję - powiedziała, zdając sobie
sprawę, że współczucie niewiele może tu pomóc. - Czy zwracała
się pani do opieki społecznej?
- Nie będę żebrać o pomoc!
- Więc jak pani sobie radzi? Z czego żyjecie?
- Z tym akurat nie ma kłopotu. Jednego przynajmniej na
uczyłam się od matki. Zwietnie robię na drutach i wstawiam
swoje wyroby do sklepu starego Lloyda.
- Ach, więc zna pani starego pana Lloyda?
- No pewnie! - Kobieta roześmiała się, jakby już nie pamiętała
o krzywdach, jakie ją spotkały. - Przecież to mój pradziadek!
Zdumiona Eryl przyjrzała się uważnie młodej kobiecie i z głę
bi pamięci wydobyła mglisty obraz trochę rozwydrzonej nasto
latki, zawsze otoczonej kręgiem miejscowych chłopaków.
- Czy siedziała pani blisko kogoś w poczekalni? - spytała.
- Nie. Pani Jones chciała mnie zamknąć w izolatce, ale była
zajęta i czekaliśmy na dworze. Nie rozumiem, o co robicie tyle
hałasu!
- Zaraz pani wytłumaczę - rzekła Eryl ostro. - Ospa wietrz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]