Indeks IndeksCourths Mahler Jadwiga Tajemnicza miłość Marleny (Tajemnica siostry Marleny)Dynastia z Bostonu 05 Miłość jak ogień McCauley BarbaraBaxter Mary Lynn Prezent dla Joni Gwiazdka miłościCraven Sara Wakacyjna miłość Wieża mrokówChristopher Moore Wyspa Wypacykowanej Kapłanki Miłości495. Iding Laura Miłość to za małoCartland Barbara Miłość w hotelu Ritz131. Wilkins Gina Miłość czy zauroczenieAgata Christie Detektywi w służbie miłościCartland Barbara Drogowskaz ku miłości
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • limerykarnia.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    żeby przyniosła mu koszulę, w której wzięto go do szpitala,
    wyjął z kieszeni list i zaczął go czytać. W miarę jak czytał,
    rosło jego przerażenie. Carrera i Roxanne wyjeżdżali o dzie-
    NIEBEZPIECZNA MIAOZ 1 9 3
    wiątej na przystań, skąd mieli popłynąć na cały dzień na
    jednÄ… z wysepek.
    - Muszę natychmiast zadzwonić! - zawołał do pielęg-
    niarki. - To kwestia życia albo śmierci!
    Barney wychodził właśnie z pokoju, by dołączyć do Barb,
    która zeszła do restauracji na śniadanie. Oboje tego ranka
    zaspali, więc był jeszcze trochę nieprzytomny. Stał już
    w drzwiach, kiedy zadzwonił telefon. Zirytowany, wzruszył
    ramionami i wyszedł na korytarz. Jednak coś nie dawało mu
    spokoju. Carrera miał się odezwać, a wciąż tego nie zrobił.
    A może to on? Cofnął się do pokoju i w ostatnim momencie
    dopadł telefonu.
    - Halo! Halo! - krzyknął do słuchawki.
    - Pan Cortero? - rozległ się drżący, cichy głos na drugim
    końcu linii. - Mówi John, taksówkarz. Wczoraj wieczorem
    miałem dostarczyć panu list od pana Carrery, ale zdarzył się
    wypadek i jestem w szpitalu.
    - Tak mi przykro. Co jest w liście? - zapytał Barney.
    John odczytał mu wiadomość i podał dokładne namiary
    wyspy.
    - DziÄ™kujÄ™, John. Nie ma ani chwili do stracenia! - Bar­
    ney odłożył słuchawkę, wyjął z kieszeni komórkę i połączył
    się z Dunaganem. - To ja - powiedział, kiedy zgłosił się Du-
    nagan. - Ogłaszam alarm!
    Marcus wziÄ…Å‚ ze sobÄ… broÅ„, tak na wszelki wypadek. Ka­
    burę przymocował tuż nad kostką, pod szeroką nogawką
    spodni. Gdyby przyszło co do czego, nie zamierzał poddawać
    się bez walki. Roxanne włożyła powiewną białą sukienkę.
    Pachniała drogimi perfumami i wyglądała naprawdę pięknie,
    ale spojrzenie miała zimne.
    194 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
    - Dawniej uwielbiałeś odkrywać nieznane wyspy - za-
    szczebiotała, kiedy wypływali z portu. - Robiliśmy to wiele
    razy, ale nie ostatnio.
    Nie wierzył jej. Nie wyglądała na osobę, która lubi wypra-
    wy. Gotów był się założyć, że planowała wciągnąć go w za-
    sadzkę. Zgodził się jednak na udział w tej grze. Wiedział, że
    Barney i Dunagan już czekają na gangsterów. Na myśl o tym,
    jakÄ… minÄ™ zrobi Roxanne, kiedy jej ojciec wylÄ…duje w stano­
    wym więzieniu, uśmiechnął się ukradkiem.
    Załoga jachtu wydała mu się znajoma, ale nie potrafił ich
    nigdzie umiejscowić. Fragmenty dawnego życia powracały
    do niego z wolna, w snach, z których budził się w środku
    nocy. Występowała w nich zamglona kobieca postać, kocha-
    jąca i słodka, przy której znów czuł się sobą. Nie była to
    jednak Roxanne - tego był najzupełniej pewny. Przyszło mu
    na myśl, że może któregoś dnia natknie się na nią w kasynie.
    To magnes przyciÄ…gajÄ…cy kobiety bogate i piÄ™kne. A ta kobie­
    ta musiała być nadzwyczajna. Niestety, jak dotąd, nie udało
    mu się natrafić na tajemniczą nieznajomą. Czasami wrażenie
    było tak silne, że niemal czuł ją w ramionach. A potem się
    budził i nie mógł sobie przypomnieć jej twarzy. Podobnych
    uczuć, niezrozumiałych i zgoła szokujących, doznawał
    w obecności tej małej szwagierki Barneya, Delii. Jednak nie
    mogła to być ona, bo nieładna, choć miła dziewczyna nie
    odpowiadała jego wyrafinowanym gustom. Kiedy pozbędą
    siÄ™ Deluki, bÄ™dzie miaÅ‚ mnóstwo czasu, by odszukać tajemni­
    czą nieznajomą. Będzie mógł wtedy w spokoju czekać, aż
    wróci mu pamięć.
    - JesteÅ› taki milczÄ…cy - zauważyÅ‚a Roxanne, kiedy pod­
    płynęli do wyspy, którą mu opisywała.
    - Próbowałem sobie przypomnieć niedawną przeszłość
    - odparł. - Pamiętam dzieciństwo, rodziców i szkołę. -
    NIEBEZPIECZNA MIAOZ 195
    Wzruszył ramionami i wsunął ręce do kieszeni. - A nie mogę
    sobie przypomnieć, co robiłem w zeszłym tygodniu.
    Roxanne odetchnęła z ulgą.
    - Nie forsuj się- powiedziała. - To przyjdzie samo z czasem.
    - Tak myślisz? - zapytał. - Zaczynam w to wątpić.
    - Jesteśmy na miejscu! - przerwała mu Roxanne i wydała
    załodze polecenie, by zarzucić kotwicę i spuścić na wodę
    łódkę, którą mieli z Marcusem dopłynąć do brzegu.
    - Nadal umiesz wiosłować, prawda? - zapytała zalotnym
    tonem.
    - Pewnie sobie przypomnę, jak wezmę wiosło do ręki
    - odparł i znów przyjrzał się uważnie twarzom członków
    załogi, ponieważ dręczyła go myśl, że ich skądś zna.
    Jeden z nich, wysoki Berber z wąsikiem, uniósł znacząco
    brew i dyskretnie potrząsnął głową, dając do zrozumienia, że
    nie powinien mu się zbyt natarczywie przyglądać. I wtedy
    zrozumiał, że załoga nie pracuje dla Roxanne. Schodząc do
    łódki, uśmiechnął się sam do siebie.
    - Co ci nagle tak wesoło? - zapytała Roxenne.
    Marcus roześmiał się na całe gardło.
    - Mam wrażenie, że szybko odzyskam pamięć. Nie wiem
    dlaczego, ale jestem o tym przekonany.
    Gdy wpłynęli do płytkiej zatoczki, wyskoczyli do wody
    i Marcus wciągnął łódkę na brzeg, żeby jej nie porwały fale.
    - I co teraz? - zwrócił się do Roxanne.
    - Teraz bÄ™dziemy zwiedzać wyspÄ™- oÅ›wiadczyÅ‚a z entuz­
    jazmem, biorÄ…c go za rÄ™kÄ™. - O ile dobrze pamiÄ™tam, niedale­
    ko jest mała chatka...
    Instynkt samozachowawczy nakazywał mu mieć się na
    baczności. Szedł obok Roxanne, rozglądając się dyskretnie
    w poszukiwaniu błysku słońca na lufie albo ludzkiego cienia.
    - A nie mówiłam, że znajdziemy tu czystą, przytulną
    1 9 6 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
    chatkę? - powiedziała Roxanne, wskazując na rozpadający
    się domek. - Wejdz do środka, a ja poszukam drewienek,
    żebyśmy mogli rozpalić ognisko, tak jak dawniej - dodała
    z uÅ›miechem. - Przykro mi, że tego nie pamiÄ™tasz. ByÅ‚o na­
    prawdę przyjemnie. - Ruszyła plażą w stronę zarośli.
    Marcus wszedł na ganek, ale zamiast zajrzeć do domku,
    przykucnÄ…Å‚, jakby chciaÅ‚ sobie zawiÄ…zać sznurowadÅ‚o, i dys­
    kretnie sięgnął po broń, umocowaną nad kostką. Serce waliło
    mu jak oszalałe. Zastanawiał się, co planowała załoga. Jeżeli
    zabójca czekał na niego w domku, będzie musiał poradzić
    sobie sam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •