[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby przyniosła mu koszulę, w której wzięto go do szpitala,
wyjął z kieszeni list i zaczął go czytać. W miarę jak czytał,
rosło jego przerażenie. Carrera i Roxanne wyjeżdżali o dzie-
NIEBEZPIECZNA MIAOZ 1 9 3
wiątej na przystań, skąd mieli popłynąć na cały dzień na
jednÄ… z wysepek.
- Muszę natychmiast zadzwonić! - zawołał do pielęg-
niarki. - To kwestia życia albo śmierci!
Barney wychodził właśnie z pokoju, by dołączyć do Barb,
która zeszła do restauracji na śniadanie. Oboje tego ranka
zaspali, więc był jeszcze trochę nieprzytomny. Stał już
w drzwiach, kiedy zadzwonił telefon. Zirytowany, wzruszył
ramionami i wyszedł na korytarz. Jednak coś nie dawało mu
spokoju. Carrera miał się odezwać, a wciąż tego nie zrobił.
A może to on? Cofnął się do pokoju i w ostatnim momencie
dopadł telefonu.
- Halo! Halo! - krzyknął do słuchawki.
- Pan Cortero? - rozległ się drżący, cichy głos na drugim
końcu linii. - Mówi John, taksówkarz. Wczoraj wieczorem
miałem dostarczyć panu list od pana Carrery, ale zdarzył się
wypadek i jestem w szpitalu.
- Tak mi przykro. Co jest w liście? - zapytał Barney.
John odczytał mu wiadomość i podał dokładne namiary
wyspy.
- Dziękuję, John. Nie ma ani chwili do stracenia! - Bar
ney odłożył słuchawkę, wyjął z kieszeni komórkę i połączył
się z Dunaganem. - To ja - powiedział, kiedy zgłosił się Du-
nagan. - Ogłaszam alarm!
Marcus wziął ze sobą broń, tak na wszelki wypadek. Ka
burę przymocował tuż nad kostką, pod szeroką nogawką
spodni. Gdyby przyszło co do czego, nie zamierzał poddawać
się bez walki. Roxanne włożyła powiewną białą sukienkę.
Pachniała drogimi perfumami i wyglądała naprawdę pięknie,
ale spojrzenie miała zimne.
194 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
- Dawniej uwielbiałeś odkrywać nieznane wyspy - za-
szczebiotała, kiedy wypływali z portu. - Robiliśmy to wiele
razy, ale nie ostatnio.
Nie wierzył jej. Nie wyglądała na osobę, która lubi wypra-
wy. Gotów był się założyć, że planowała wciągnąć go w za-
sadzkę. Zgodził się jednak na udział w tej grze. Wiedział, że
Barney i Dunagan już czekają na gangsterów. Na myśl o tym,
jakÄ… minÄ™ zrobi Roxanne, kiedy jej ojciec wylÄ…duje w stano
wym więzieniu, uśmiechnął się ukradkiem.
Załoga jachtu wydała mu się znajoma, ale nie potrafił ich
nigdzie umiejscowić. Fragmenty dawnego życia powracały
do niego z wolna, w snach, z których budził się w środku
nocy. Występowała w nich zamglona kobieca postać, kocha-
jąca i słodka, przy której znów czuł się sobą. Nie była to
jednak Roxanne - tego był najzupełniej pewny. Przyszło mu
na myśl, że może któregoś dnia natknie się na nią w kasynie.
To magnes przyciągający kobiety bogate i piękne. A ta kobie
ta musiała być nadzwyczajna. Niestety, jak dotąd, nie udało
mu się natrafić na tajemniczą nieznajomą. Czasami wrażenie
było tak silne, że niemal czuł ją w ramionach. A potem się
budził i nie mógł sobie przypomnieć jej twarzy. Podobnych
uczuć, niezrozumiałych i zgoła szokujących, doznawał
w obecności tej małej szwagierki Barneya, Delii. Jednak nie
mogła to być ona, bo nieładna, choć miła dziewczyna nie
odpowiadała jego wyrafinowanym gustom. Kiedy pozbędą
się Deluki, będzie miał mnóstwo czasu, by odszukać tajemni
czą nieznajomą. Będzie mógł wtedy w spokoju czekać, aż
wróci mu pamięć.
- Jesteś taki milczący - zauważyła Roxanne, kiedy pod
płynęli do wyspy, którą mu opisywała.
- Próbowałem sobie przypomnieć niedawną przeszłość
- odparł. - Pamiętam dzieciństwo, rodziców i szkołę. -
NIEBEZPIECZNA MIAOZ 195
Wzruszył ramionami i wsunął ręce do kieszeni. - A nie mogę
sobie przypomnieć, co robiłem w zeszłym tygodniu.
Roxanne odetchnęła z ulgą.
- Nie forsuj się- powiedziała. - To przyjdzie samo z czasem.
- Tak myślisz? - zapytał. - Zaczynam w to wątpić.
- Jesteśmy na miejscu! - przerwała mu Roxanne i wydała
załodze polecenie, by zarzucić kotwicę i spuścić na wodę
łódkę, którą mieli z Marcusem dopłynąć do brzegu.
- Nadal umiesz wiosłować, prawda? - zapytała zalotnym
tonem.
- Pewnie sobie przypomnę, jak wezmę wiosło do ręki
- odparł i znów przyjrzał się uważnie twarzom członków
załogi, ponieważ dręczyła go myśl, że ich skądś zna.
Jeden z nich, wysoki Berber z wąsikiem, uniósł znacząco
brew i dyskretnie potrząsnął głową, dając do zrozumienia, że
nie powinien mu się zbyt natarczywie przyglądać. I wtedy
zrozumiał, że załoga nie pracuje dla Roxanne. Schodząc do
łódki, uśmiechnął się sam do siebie.
- Co ci nagle tak wesoło? - zapytała Roxenne.
Marcus roześmiał się na całe gardło.
- Mam wrażenie, że szybko odzyskam pamięć. Nie wiem
dlaczego, ale jestem o tym przekonany.
Gdy wpłynęli do płytkiej zatoczki, wyskoczyli do wody
i Marcus wciągnął łódkę na brzeg, żeby jej nie porwały fale.
- I co teraz? - zwrócił się do Roxanne.
- Teraz będziemy zwiedzać wyspę- oświadczyła z entuz
jazmem, biorąc go za rękę. - O ile dobrze pamiętam, niedale
ko jest mała chatka...
Instynkt samozachowawczy nakazywał mu mieć się na
baczności. Szedł obok Roxanne, rozglądając się dyskretnie
w poszukiwaniu błysku słońca na lufie albo ludzkiego cienia.
- A nie mówiłam, że znajdziemy tu czystą, przytulną
1 9 6 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
chatkę? - powiedziała Roxanne, wskazując na rozpadający
się domek. - Wejdz do środka, a ja poszukam drewienek,
żebyśmy mogli rozpalić ognisko, tak jak dawniej - dodała
z uśmiechem. - Przykro mi, że tego nie pamiętasz. Było na
prawdę przyjemnie. - Ruszyła plażą w stronę zarośli.
Marcus wszedł na ganek, ale zamiast zajrzeć do domku,
przykucnął, jakby chciał sobie zawiązać sznurowadło, i dys
kretnie sięgnął po broń, umocowaną nad kostką. Serce waliło
mu jak oszalałe. Zastanawiał się, co planowała załoga. Jeżeli
zabójca czekał na niego w domku, będzie musiał poradzić
sobie sam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]